Codziennie miliony ludzi zastanawia się, czego tak naprawdę pragnie. Odpowiedzi na to pytanie jest tysiące, a może nawet miliony. Ona swoje pragnienia zawsze wiązała z nim. On natomiast pragnął tylko spokoju i akceptacji swojego wyboru. Jednak najważniejsze dla niego osoby, nie potrafiły go zaakceptować, co sprawiało mu ból, który czasem stawał się zbyt mocny, aby był wstanie go wytrzymać. W takich momentach pękał niczym mydlana bańka i poddawał się, zabierając jej nadzieję.
Nadzieja matką głupich, ale i ojcem wszystkich marzeń.
- Tom… - cichy pomruk dotarł do jego ucha, sprawiając mu niesamowitą przyjemność.
- Tak?
- Będziemy mieli bordową sypialnie i taką cudowną, czerwoną, satynową pościel.
- Będzie tak jak tylko zechcesz – ujął jej drobną twarz w swoje duże dłonie i z czułością spojrzał prosto w jej zielone oczy – i nie ważne będzie to, co będą mówić inni. Będziemy trwać zawsze, bez względu na wszystko i wszystkich. Codziennie będziemy budzić się i zasypiać koło siebie i nigdy nie zapomnę pocałować cię w czoło na dobranoc. Będę dawał ci wszystko, co tylko będziesz chciała dostać i nigdy, ale to nigdy nie zabłądzę w drodze do ciebie. Nie ważne, jaka będzie sytuacja i w jakim miejscu będę, zawsze będę o tobie myślał i zawsze będę cię kochał. Rozumiesz? – wiedział, że wątpiła i zdawał sobie sprawę z tego, jak było jej ciężko zmagać się z tym wszystkim i trwać przy nim mimo wszystko. Jednak wiedział, że zbyt dużo chwil ich łączy, aby teraz od niego odeszła. Nie odpowiedziała mu na pytanie, tylko delikatnie musnęła jego wargi swoimi i mocno wtuliła się w jego ramię. Rozumiała to wszystko bardzo dobrze. Była zbyt głupia, naiwna i przepełniona nadzieją. Mimo wszystko była,bo on był. Wybaczała, bo kochał i dawał jej bezpieczeństwo. Tęskniła, bo lubiła jego powroty. Byli jak żelazo i magnez. On ją przyciągał, a ona nie mogłao dejść mimo tego, że czasem opierała się tak bardzo, że aż ją bolało.
- Kocham cię Tom.
- Ja ciebie też.
- Dlaczego akurat ona?! Co ona ma, czego nie mają inne?!
- Kocham ją, nie możesz tego zrozumieć? Ty, wielki romantyk, który zawsze wierzył w brednie o miłości. Ale wiesz, co? To były tylko wymysły, twoje złudne wyobrażenia, tego, co chciałbyś zaznać! Jednak rozczaruje cię. Tego uczucia, którym ją darzę, nie da się porównać z żadną książkową bzdurą! O takim uczuciu nawet nigdy nie marzyłeś! To dlatego tak bardzo cię to boli, bo to ja, a nie ty znalazłem miłość, z którą chcę przejść przez życie!
- Jesteś idiotą Tom, zwyczajnym idiotą. Każdy ci to powie. Jesteś przepełniony złudzeniami. W końcu i tak pękniesz i ją zdradzisz, znudzi ci się, bo nie będzie wystarczająco dobra! –zaciśnięta pięść ą starszego bliźniaka zderzyła się z policzkiem młodszego. Strużka ciemno czerwonej krwi spływała wolno wzdłuż brody.
- Tom! Co ty zrobiłeś! Twój brat ma rację, co do tej sprawy! Synu, to nie jest dziewczyna dla ciebie. Jest zbyt słaba, zbyt naiwna. Nie należy do twojego świata, jest za prosta dla takiego kogoś jak ty.
- Zamknijcie się oboje. To wy jesteście siebie warci! Czekaj na swoją wymarzoną synową młodszego syna! W końcu zawsze tego chciałaś! Tej pieprzonej szczęśliwej miłości w jego oczach! – drzwi zatrzasnęły się, a on jak gdyby nigdy nic wrócił do niej. Bo tam czuł się bezpiecznie.
Gdy ją poznał, wydawała mu się taka jak każda inna. Jednak było w jej osobie było coś, co kazało się przy niej zatrzymać. Zielone oczy patrzyły na niego w zupełnie inny sposób. On z kolei wydawał się być taki zagubiony, że nie umiała tak po prostu odwrócić się i odejść. Została, mając nadzieję na lepsze jutro. Widziała w nim spokój i pełne opanowanie. Nigdy nie krzyczał, nie prosił i słuchał tylko samego siebie. Jej zdanie, owszem, liczyło się, jednakże nie na tyle, aby mógł porzucić swoje. Oboje byli uparci i pewni siebie, ale Amelie była zbyt uległa. Ślepo podążała za nim, wierząc w to, że on zawsze będzie dla niej dostępny. Kochali się. Obojgu zależało, lecz każde z nich zupełnie inaczej to okazywało. Ona miała wiedzieć, bez zadawania pytań, a on nigdy nie pytał, bo wiedział, że zawsze powie mu sama. Cenił w niej wytrzymałość, bo doskonale wiedział, że niełatwo go kochać i ciągle przy nim trwać, mimo wszystko, na zawsze. Für immer.
- Co z nami będzie? – jej cichy głos rozbrzmiał w pomieszczeniu. Kolejny raz zadała pytanie, nie oczekując odpowiedzi.
- Nie wiem, nie myślę o tym – tylko ona, mimo jego obojętnego wyrazu twarzy, potrafiła odczytać w na niej wszystkie emocje, które nim targały.
- A o czym myślisz?
- O Tobie.
- Dlaczego akurat ona?! Powiedz mi Tom!
- Bill, zrozum w końcu, że jej nie zostawię – powiedział stanowczo, a głos nie zadrżał mu ani na chwilę.
- Nie, to ty zrozum, że jej ojciec… - nie było dane mu dokończyć, chociaż tak bardzo chciał pokazać mu, jak wielkie pretensje ma do niego, o związek z Amelie Dietz.
- Nie interesuje mnie to. Albo to zaakceptujesz, albo nie. Twoja sprawa.
- Pamiętasz... Nigdy żadna dziewczyna nie miała nas poróżnić.
- Gówno prawda. Przez to pieprzone Tokio Hotel uwierzyłeś w coś, czego nie ma, braciszku.
- W marzenia… Uwierzyłem w marzenia – jego ton głosu nagle się uciszył, a czarnowłosy patrzył tylko jak jego brat odwraca się i odchodzi, nawet na niego nie spoglądając – a tak bardzo w nas wierzyłem.
Miał głęboko gdzieś to, co myśleli inni. Nikomu nie powiedziałby prawdy, nie pokazałby nigdy, jak w głębi siebie bardzo go to boli. Za wszelką cenę chciał ją od tego uchronić. Stała się jego nadzieją, która była w stanie wybaczyć mu wszystko. Kłamał, bo nie umiał inaczej. Całe życie żył w kłamstwie i nauczył się go perfekcyjnie. Mógł patrzyć prosto w jej oczy i łgać. Oczy, które dawały mu spokój. Kochał ją na tyle mocno, aby mimo wszystko trwać.
Für immer.