poniedziałek, 24 sierpnia 2015

5. Szczęście?

Przychodzę z następnym rozdziałem. Serdecznie dziękuję, za wszystkie komentarze. Nawet nie wiecie, jaką sprawiają mi radość i jak bardzo motywują do dalszego pisania. Także zapraszam do czytania. Przepraszam, za wszystkie błędy, ale nie miałam czasu dokładnie tego posprawdzać. 

5.


Promyki słońca wdzierały się powoli do przestronnego pokoju. Czarnowłosy chłopak przekręcił się na drugi bok, zakrywając twarz poduszką. Znów nastał kolejny dzień, a on po raz kolejny obudził się sam. Zdał sobie sprawę z tego, że naprawdę czegoś mu brakowało.
Ciepła drugiej osoby, rozsypanych na poduszce kasztanowych włosów, charakterystycznego zapachu w jego nozdrzach. Amelie.
Ręką poszukał telefonu, po czym spojrzał na godzinę; 7:25. W Hamburgu powinna być teraz 1:25. Przecież obiecał od razu po wylądowaniu zadzwonić, więc czemu tego nie zrobił? Dlaczego zapomniał? W głębi duchu wiedział, że nie śpi. Gdy wracał późno, zawsze na niego czekała. Nie mogąc usnąć bez tej drugiej osoby, przewracała się z boku na bok.
Szybkimi ruchami wystukał na telefonie wiadomość.

Wszystko w porządku.
Właśnie się obudziłem.
Kocham Cię, dobranoc.

Wiadomość niedostarczona.

Mimo tego, że w pokoju było duszno, zimny dreszcz przeszył jego ciało. Dlaczego miała wyłączony telefon? Przecież nigdy tak nie robiła.

Minęło już tyle godzin, a Ty nie zadzwoniłeś. Zawsze czekała, prawda? Dzwoniła i pisała jak długo tylko mogła. Teraz się nie odzywa, a Ty nie wiesz dlaczego. Czy coś się stało? Czy może miała już dosyć Twojego zachowania i po prostu przestała się martwić? Na co więc czekasz? Wróć do niej, sprawdź, czy aby na pewno wszystko w porządku, czy nie stała jej się krzywda.

Racja, nie zrobisz tego. Nie możesz, bo masz obowiązki.

Chłodny głos rozbrzmiewał w jego głowie. Doskonale wiedział, że miał rację. Ale przecież cały czas o niej myślał, tęsknił za nią. Karcił się za to, że nie zadzwonił. Był zły na samego siebie, ale jednak nie miał sobie nic do zarzucenia.

Bo się pilnował i nie zrobił nic złego.

Czy te wszystkie małe rzeczy są potrzebne? Telefony, smsy, zwykłe rozmowy o niczym? Są, bo bez nich popadamy w rutynę. Mijają dni, a my nadal myślimy, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Chodzimy do pracy, wykonujemy swoje codziennie obowiązku, zachowujemy się poprawnie. Nie popełniamy błędów, więc nie staramy się z całych sił. Nie mamy powodu do niepokojów. Jednak w końcu przychodzi taki moment, że zdajemy sobie sprawę z tego, iż jednak nie wszystko układa się tak dobrze. Kolejne chwile upływają, a my wciąż stoimy w miejscu, nie robiąc żadnych postępów. I właśnie wtedy zaczynamy myśleć o tych małych rzeczach, które dotąd pomijaliśmy w swojej codzienności. Sprawach, które mogłyby nam, jak i zarówno innym, sprawić przyjemność, tych, które wprowadziłyby jakiś promyk światła w nasze życie. Wtedy właśnie, zaczynamy zastanawiać się nad tym, co zmienić, co zrobić, aby żyło nam się lepiej, jakie działania podjąć, żebyśmy byli szczęśliwi.

Nie jesteś szczęśliwy Kaulitz?

Czy był szczęśliwy? W tym momencie nie wiedział, co to słowo naprawdę znaczy. W swoim życiu przeżył już tyle faz szczęścia, że sam nie mógł stwierdzić kiedy tak właściwie je czuł. Przed oczami przelatywały mu obrazy wszystkich chwil, które mógł nazwać szczęśliwymi.

On i Bill, pierwsze jazdy na rowerze. Smukła, niewysoka kobieta z burzą rudych, kręconych włosów, biegała za nimi, śmiejąc się perliście. Mimo, że przeżywała te chwile sama, zdecydowanie mogła je uznać, za najlepsze w jej życiu.

On i Bill, pierwsze garażowe spotkania. Stara gitara ojczyma i drący się do dezodorantu brat. Rozmowy o sławie i marzeniach. Wtedy tak bardzo nierealne, że aż sami się z nich śmiali. Jednak głęboko wierzyli w to, że kiedyś nadejdzie ten dzień, w którym im się uda.

On i Bill, przypadkowo poznali dwóch innych chłopców, którzy tak jak oni gonili za dziecięcymi marzeniami. Czemu by nie połączyć sił?

On, Bill, Gustav i Georg, pierwsze próby i koncerty. Stara gitara została zastąpiona nową, a dezodorant zamienił się w mikrofon. Do ich uszu dochodziły zgrane dźwięki basu i perkusji, o tak, wtedy zdecydowanie czuł się szczęśliwy, a przede wszystkim wolny.

On, Bill, Gustav i Georg, koncert na małym festynie w Magdeburgu. To było coś. Marzenia nagle zaczęły stawiać się realne, że aż sami nie mogli w to uwierzyć. David Jost, młody, energiczny manager, szukał swojej perełki w wielkim świecie. Tej, dzięki której zdobył by cały świat. Pieniądze? Nie, wtedy nie były one priorytetem.

On, Bill, Gustav i Georg, 15 sierpnia 2005 roku. Jest! Nareszcie jest! Durch den Monsun hitem w całych Niemczech. Ludzie ich pokochali, stali się rozpoznawalni. O tak, z pewnością nigdy nie zapomni tego dnia, w którym po raz pierwszy zobaczył siebie na ekranie telewizora.

On, Bill, Gustav i Georg, rozdanie nagród Comet 2005. Nie łudzili się, mieli tylko nadzieję. Tą, co jest matką głupich, ale i ojcem wszystkich marzeń. Udało się! Pierwsza prestiżowa nagroda. Łzy szklące się w oczach, gdy wchodzili na podest, aby ją odebrać. Głos utknął w gardle, tak, że zapomniał o oddychaniu. Do tej pory, gdy widzi ten filmik, na którym tak bardzo się cieszył, wzrusza się niczym dziecko.

Tokio Hotel, koncerty, trasy, nowe miasta, państwa, kolejne płyty i nagrody, upływające lata. Tu zaczynają się schody, coraz więcej sztuczności wdarło się w ich życia, coraz więcej pazerności i chciwości. David Jost już nie szukał tej perełki, już ją znalazł i oszlifował tak, że stała się najbardziej wartościowym diamentem. Pieniądze, zdecydowany priorytet, najlepiej jak najszybciej i jak najwięcej, nie ważne jakim kosztem. Brak prywatności, możliwość normalnego życia i funkcjonowania zespołu, te rzeczy nie miały dla niego najmniejszego znaczenia.

On i Bill, rozprawa apelacyjna człowieka, który zabił im ojca. Smutek, żal, wściekłość. Amelie.

On.
Gdzie jest Bill? Przecież zawsze był blisko.
On i Amelie. Znowu poczuł to przyjemne ukłucie szczęścia. Po raz pierwszy także poczuł, że kocha. Dotychczas myślał, że to niemożliwe.

Zespół. Już nie Tokio Hotel, każdy z nich żył tak jakby osobno.

A On i Bill? Ich już nie ma, są przeszłością. Przeszłością, którą chciałby zamienić w teraźniejszość, ale nie potrafi. Niczym samotny, zagubiony człowiek, który znajdując się na morzu, nie ma żadnego kontaktu z lądem. Co może zrobić, skoro nie wie w którą stronę powinien płynąć?


- Nie jestem szczęśliwy – powiedział na głos, po czym wyszedł z pokoju.

*


Sierpień zbliżał się ku końcowi. Dni kończyły się już znacznie szybciej, a dzisiejsza noc, była zdecydowanie chłodniejsza. Zatrzymała samochód na poboczu i przekręciła kluczyk w stacyjce. Rozejrzała się do o koła. Pola, na których mimo ciemności można było dostrzec, snopki siana, oraz lasy, które były w oddali. Piękne miejsce, w którym nie dane jej było spędzić zbyt dużo czasu, a szkoda, bo nigdy w swoim życiu nie miała okazji rozkoszować się łonem natury dłużej. Spojrzała na domek, który nie był za duży, jednak mimo wszystko bardzo zadbany. Światło w jednym oknie, dawało do zrozumienia, że ktoś na pewno w nim jest. Wysiadła z samochodu i podeszła do wysokiej bramy. Bała się.

Strach, który może stać się największą zmorą człowieka. Ten, który dostarcza nam adrenaliny, mobilizuje do działania.

Nie pamiętała kiedy ostatnio tak bardzo się czegoś bała. Mimo wszystko wyciągnęła rękę i nacisnęła nieduży przycisk. Dźwięk dzwonka dobiegł do jej uszu. Serce biło jej jak szalone, nie miała pojęcia, kogo za chwilę ujrzy, ani też kogo by wolała. Łapała łapczywie powietrze, czując jak nogi miękną w zastraszającym tempie. Usłyszała zgrzyt zamka, a z drzwi wyłonił się wysoki mężczyzna. Poczuła ulgę.

- Przepraszam, że tak późno, ale..
- Wejdź – przerwał jej, niż zdołała dokończyć zdanie. Doskonale wiedział kim była i co tu robiła. Prawdopodobnie na jej miejscu postąpił by dokładnie tak samo.
- Simone nie ma, wyjechała do siostry, ale jeśli masz ochotę porozmawiać ze mną, to nie śpieszy mi się do snu. Herbaty?
- Poproszę – tyle razy słyszała od Toma o Gordonie, jako o ciepłym człowieku, który zawsze stał za nimi murem. Teraz mogła znaleźć potwierdzenie tych słow. Szczerze mówiąc, nie miała pojęcia, co taki ciepły człowiek, robił w życiu z taką kobietą jak Simone. Przerażenie nagle zniknęło, a w duszy poczuła błogi spokój. W końcu, przyszedł ten moment, w którym będzie miała okazję wyrzucić z siebie wszystko, nawet nie wiedziała kiedy rozmowa zaczęła nawiązywać się tak naturalnie.
- Naprawdę przepraszam, że nachodzę Pana o tej godzinie. To był impuls, stwierdziłam, że po prostu muszę coś zrobić, właśnie teraz, bo inaczej nigdy bym się na to nie zdobyła.
- Amelie, znam cię tylko z opowiadań. Rzadko teraz widujemy się z Tomem. Nie mogę zaprzeczyć, że to po części zasługa jego matki. Jednak pamiętaj, że wina zawsze leży po obu stronach. Choćbym bardzo chciał, nie mogę w tej sytuacji całkowicie go wybielić. Jest uparty, zawsze musi postawić na swoim i każdą kwestię, z którą się nie zgadza, wypiera.
- Wiem, doskonale to wiem… - spuściła głowę, za wszelką cenę nie chcąc spojrzeć mu w oczy.
- Nie mam o tobie złego zdania, więc nie musisz się mnie obawiać. On się zmienił. Uwierz mi, ale ani ja, ani Simone, a już tym bardziej Bill, nie przypuszczałby, że Tom się zakocha. Wyobraź sobie, że to uczucie jest na tyle mocne, że dla ciebie zrezygnował z matki i brata.
- Nawet nie wie pan, jak bardzo mi z tego powodu przykro i jak bardzo czuję się winna.
- Mów mi Gordon. Nie obwiniaj się o to. To nie ty tutaj zawiniłaś. Nic nie zepsułaś i szczerze mówiąc, nie możesz nic naprawić. Dopóki oni nie rozstrzygną tego między sobą, to w niczym nie pomożesz. Może warto by było porozmawiać z Tomem?
- Próbowałam, ale tak jak już mówiłeś, to nie ma znaczenia. Jest zbyt uparty, nie da mu się nic przetłumaczyć.
- Jesteś tą osobą, która może na niego wpłynąć. Głęboko w to wierzę. Jestem przekonany, że on wcale nie jest szczęśliwy, a chyba nam wszystkim na tym szczęściu by zależało.
- Ale Simone nigdy mnie nie zaakceptuje. Tego się boję. Tego, że wszystkie moje starania pójdą na marne. Kto wie, czy jeśli dziś byłaby w domu, to wpuściłaby mnie do środka? Jestem rozbita, nie wiem co robić. Jest mi niezmiernie przykro, bo wiem ile dla Toma znaczy słowo rodzina. Z pewnością dużo więcej niż dla mnie. Nigdy nie chciałam stanąć między nim, a bratem, czy matką…
- Wiem o tym. Simone w głębi serca cię kocha, dlatego, że pokochałaś jej syna. Ale i także dlatego, że on pokochał ciebie. Jesteś słońcem, które rozjaśniło jego życie, jednocześnie będąc burzą, która dokonała pewnych zniszczeń. Jednak pamiętaj, wszystko jest do naprawienia.


Bo po każdej burzy, wschodzi słońce.

- Pamiętaj, to ty jesteś tym słońcem. A przecież bez niego nie da się żyć. Na górze, po prawej stronie, jest pokój Toma. Prześpij się, Simone wróci jutro po południu. Sama zdecydujesz, czy do tego czasu zostaniesz – posłał jej ciepły uśmiech.
- Dziękuję. Cieszę się, że to ty byłeś tym, który kiedyś dał im nowe życie. Zasłużyli na to  – wstała, po czym bez wahania skierowała się na górę.

*

Jasnowłosa blondynka szła szybko ulicami Hamburga. Czuła się brudna i wykorzystana. Zdawałoby się, że już przywykła, że przecież takie właśnie życie wybrała.

Wiedziała, że popełniła błąd.
Błąd, który kosztował ją życie. Ten, który wypłukał z niej całą radość.

Łzy spływały po jej bladych policzkach. Nikt się na nią nie patrzył, ani też nie zapytał, czy coś się stało. Miała wrażenie, że każdy z przechodniów doskonale wiedział, kim była. Czasami wydawało jej się, że ma to wypisane na czole, niezależnie od tego, jak wyglądała, czy gdzie aktualnie się znajdowała. Wiedziała, że przyszedł ten moment, w którym musiała podjąć decyzję. W głębi duszy już ją podjęła. Teraz, albo nigdy.
Zatrzymała pierwszą taksówkę.
- Na lotnisko.

Łzy nagle przestały płynąć. Pojawił się promyk nadziei na szczęście.

Gdy podchodziła do kasy, nie zdawała sobie sprawy z tego, jak żałośnie musiała wyglądać. Nie miała przy sobie żadnych bagaży, oprócz małej, czarnej torebki, z której bezustannie wydobywał się dźwięk dzwoniącego telefonu. Naciskając jeden przycisk, który sprawił, że aparat się wyłączył, poczuła się wolna.
Weszła na pokład samolotu, po czym zajęła miejsce. W końcu zdobyła się na ucieczkę, która mogła pociągnąć za sobą wiele konsekwencji. Mimo pochopności, w głębi serca wiedziała, że tylko tak może postąpić.


Bo nie chciała być tą, którą mogą mieć wszyscy.


- Nowy Jork, na pewno będzie lepszy.