5.
Promyki
słońca wdzierały się powoli do przestronnego pokoju. Czarnowłosy chłopak
przekręcił się na drugi bok, zakrywając twarz poduszką. Znów nastał kolejny
dzień, a on po raz kolejny obudził się sam. Zdał sobie sprawę z tego, że
naprawdę czegoś mu brakowało.
Ciepła
drugiej osoby, rozsypanych na poduszce kasztanowych włosów, charakterystycznego
zapachu w jego nozdrzach. Amelie.
Ręką
poszukał telefonu, po czym spojrzał na godzinę; 7:25. W Hamburgu powinna być
teraz 1:25. Przecież obiecał od razu po wylądowaniu zadzwonić, więc czemu tego
nie zrobił? Dlaczego zapomniał? W głębi duchu wiedział, że nie śpi. Gdy wracał
późno, zawsze na niego czekała. Nie mogąc usnąć bez tej drugiej osoby,
przewracała się z boku na bok.
Szybkimi
ruchami wystukał na telefonie wiadomość.
Wszystko w porządku.
Właśnie się obudziłem.
Kocham Cię, dobranoc.
Wiadomość
niedostarczona.
Mimo
tego, że w pokoju było duszno, zimny dreszcz przeszył jego ciało. Dlaczego
miała wyłączony telefon? Przecież nigdy tak nie robiła.
Minęło już tyle godzin, a Ty nie
zadzwoniłeś. Zawsze czekała, prawda? Dzwoniła i pisała jak długo tylko mogła.
Teraz się nie odzywa, a Ty nie wiesz dlaczego. Czy coś się stało? Czy może
miała już dosyć Twojego zachowania i po prostu przestała się martwić? Na co
więc czekasz? Wróć do niej, sprawdź, czy aby na pewno wszystko w porządku, czy
nie stała jej się krzywda.
Racja, nie zrobisz tego. Nie
możesz, bo masz obowiązki.
Chłodny
głos rozbrzmiewał w jego głowie. Doskonale wiedział, że miał rację. Ale
przecież cały czas o niej myślał, tęsknił za nią. Karcił się za to, że nie
zadzwonił. Był zły na samego siebie, ale jednak nie miał sobie nic do
zarzucenia.
Bo się pilnował i nie zrobił nic
złego.
Czy
te wszystkie małe rzeczy są potrzebne? Telefony, smsy, zwykłe rozmowy o niczym?
Są, bo bez nich popadamy w rutynę. Mijają dni, a my nadal myślimy, że wszystko
jest w jak najlepszym porządku. Chodzimy do pracy, wykonujemy swoje codziennie
obowiązku, zachowujemy się poprawnie. Nie popełniamy błędów, więc nie staramy
się z całych sił. Nie mamy powodu do niepokojów. Jednak w końcu przychodzi taki
moment, że zdajemy sobie sprawę z tego, iż jednak nie wszystko układa się tak
dobrze. Kolejne chwile upływają, a my wciąż stoimy w miejscu, nie robiąc
żadnych postępów. I właśnie wtedy zaczynamy myśleć o tych małych rzeczach,
które dotąd pomijaliśmy w swojej codzienności. Sprawach, które mogłyby nam, jak
i zarówno innym, sprawić przyjemność, tych, które wprowadziłyby jakiś promyk
światła w nasze życie. Wtedy właśnie, zaczynamy zastanawiać się nad tym, co
zmienić, co zrobić, aby żyło nam się lepiej, jakie działania podjąć, żebyśmy byli szczęśliwi.
Nie jesteś szczęśliwy Kaulitz?
Czy
był szczęśliwy? W tym momencie nie wiedział, co to słowo naprawdę znaczy. W
swoim życiu przeżył już tyle faz szczęścia, że sam nie mógł stwierdzić kiedy
tak właściwie je czuł. Przed oczami przelatywały mu obrazy wszystkich chwil,
które mógł nazwać szczęśliwymi.
On i Bill, pierwsze jazdy na
rowerze. Smukła, niewysoka kobieta z burzą rudych, kręconych włosów, biegała za
nimi, śmiejąc się perliście. Mimo, że przeżywała te chwile sama, zdecydowanie
mogła je uznać, za najlepsze w jej życiu.
On i Bill, pierwsze garażowe
spotkania. Stara gitara ojczyma i drący się do dezodorantu brat. Rozmowy o
sławie i marzeniach. Wtedy tak bardzo nierealne, że aż sami się z nich śmiali.
Jednak głęboko wierzyli w to, że kiedyś nadejdzie ten dzień, w którym im się
uda.
On i Bill, przypadkowo poznali
dwóch innych chłopców, którzy tak jak oni gonili za dziecięcymi marzeniami.
Czemu by nie połączyć sił?
On, Bill, Gustav i Georg, pierwsze
próby i koncerty. Stara gitara została zastąpiona nową, a dezodorant zamienił
się w mikrofon. Do ich uszu dochodziły zgrane dźwięki basu i perkusji, o tak,
wtedy zdecydowanie czuł się szczęśliwy, a przede wszystkim wolny.
On, Bill, Gustav i Georg, koncert
na małym festynie w Magdeburgu. To było coś. Marzenia nagle zaczęły stawiać się
realne, że aż sami nie mogli w to uwierzyć. David Jost, młody, energiczny
manager, szukał swojej perełki w wielkim świecie. Tej, dzięki której zdobył by
cały świat. Pieniądze? Nie, wtedy nie były one priorytetem.
On, Bill, Gustav i Georg, 15
sierpnia 2005 roku. Jest! Nareszcie jest! Durch den Monsun hitem w całych
Niemczech. Ludzie ich pokochali, stali się rozpoznawalni. O tak, z pewnością
nigdy nie zapomni tego dnia, w którym po raz pierwszy zobaczył siebie na
ekranie telewizora.
On, Bill, Gustav i Georg, rozdanie
nagród Comet 2005. Nie łudzili się, mieli tylko nadzieję. Tą, co jest matką
głupich, ale i ojcem wszystkich marzeń. Udało się! Pierwsza prestiżowa nagroda.
Łzy szklące się w oczach, gdy wchodzili na podest, aby ją odebrać. Głos utknął
w gardle, tak, że zapomniał o oddychaniu. Do tej pory, gdy widzi ten filmik, na
którym tak bardzo się cieszył, wzrusza się niczym dziecko.
Tokio Hotel, koncerty, trasy, nowe
miasta, państwa, kolejne płyty i nagrody, upływające lata. Tu zaczynają się
schody, coraz więcej sztuczności wdarło się w ich życia, coraz więcej
pazerności i chciwości. David Jost już nie szukał tej perełki, już ją znalazł i
oszlifował tak, że stała się najbardziej wartościowym diamentem. Pieniądze,
zdecydowany priorytet, najlepiej jak najszybciej i jak najwięcej, nie ważne
jakim kosztem. Brak prywatności, możliwość normalnego życia i funkcjonowania
zespołu, te rzeczy nie miały dla niego najmniejszego znaczenia.
On i Bill, rozprawa apelacyjna
człowieka, który zabił im ojca. Smutek, żal, wściekłość. Amelie.
On.
Gdzie jest Bill? Przecież zawsze
był blisko.
On
i Amelie. Znowu
poczuł to przyjemne ukłucie szczęścia. Po raz pierwszy także poczuł, że kocha.
Dotychczas myślał, że to niemożliwe.
Zespół.
Już nie Tokio Hotel, każdy z nich żył tak jakby
osobno.
A On i Bill? Ich już nie
ma, są przeszłością. Przeszłością, którą chciałby zamienić w teraźniejszość,
ale nie potrafi. Niczym samotny, zagubiony człowiek, który znajdując się na
morzu, nie ma żadnego kontaktu z lądem. Co może zrobić, skoro nie wie w którą
stronę powinien płynąć?
-
Nie jestem szczęśliwy – powiedział na głos, po czym wyszedł z pokoju.
*
Sierpień
zbliżał się ku końcowi. Dni kończyły się już znacznie szybciej, a dzisiejsza
noc, była zdecydowanie chłodniejsza. Zatrzymała samochód na poboczu i
przekręciła kluczyk w stacyjce. Rozejrzała się do o koła. Pola, na których mimo
ciemności można było dostrzec, snopki siana, oraz lasy, które były w oddali.
Piękne miejsce, w którym nie dane jej było spędzić zbyt dużo czasu, a szkoda,
bo nigdy w swoim życiu nie miała okazji rozkoszować się łonem natury dłużej.
Spojrzała na domek, który nie był za duży, jednak mimo wszystko bardzo zadbany.
Światło w jednym oknie, dawało do zrozumienia, że ktoś na pewno w nim jest.
Wysiadła z samochodu i podeszła do wysokiej bramy. Bała się.
Strach, który może stać się
największą zmorą człowieka. Ten, który dostarcza nam adrenaliny, mobilizuje do
działania.
Nie
pamiętała kiedy ostatnio tak bardzo się czegoś bała. Mimo wszystko wyciągnęła
rękę i nacisnęła nieduży przycisk. Dźwięk dzwonka dobiegł do jej uszu. Serce
biło jej jak szalone, nie miała pojęcia, kogo za chwilę ujrzy, ani też kogo by
wolała. Łapała łapczywie powietrze, czując jak nogi miękną w zastraszającym
tempie. Usłyszała zgrzyt zamka, a z drzwi wyłonił się wysoki mężczyzna. Poczuła
ulgę.
-
Przepraszam, że tak późno, ale..
-
Wejdź – przerwał jej, niż zdołała dokończyć zdanie. Doskonale wiedział kim była
i co tu robiła. Prawdopodobnie na jej miejscu postąpił by dokładnie tak samo.
-
Simone nie ma, wyjechała do siostry, ale jeśli masz ochotę porozmawiać ze mną,
to nie śpieszy mi się do snu. Herbaty?
-
Poproszę – tyle razy słyszała od Toma o Gordonie, jako o ciepłym człowieku,
który zawsze stał za nimi murem. Teraz mogła znaleźć potwierdzenie tych słow. Szczerze
mówiąc, nie miała pojęcia, co taki ciepły człowiek, robił w życiu z taką
kobietą jak Simone. Przerażenie nagle zniknęło, a w duszy poczuła błogi spokój.
W końcu, przyszedł ten moment, w którym będzie miała okazję wyrzucić z siebie
wszystko, nawet nie wiedziała kiedy rozmowa zaczęła nawiązywać się tak
naturalnie.
-
Naprawdę przepraszam, że nachodzę Pana o tej godzinie. To był impuls,
stwierdziłam, że po prostu muszę coś zrobić, właśnie teraz, bo inaczej nigdy
bym się na to nie zdobyła.
-
Amelie, znam cię tylko z opowiadań. Rzadko teraz widujemy się z Tomem. Nie mogę
zaprzeczyć, że to po części zasługa jego matki. Jednak pamiętaj, że wina zawsze
leży po obu stronach. Choćbym bardzo chciał, nie mogę w tej sytuacji całkowicie
go wybielić. Jest uparty, zawsze musi postawić na swoim i każdą kwestię, z
którą się nie zgadza, wypiera.
-
Wiem, doskonale to wiem… - spuściła głowę, za wszelką cenę nie chcąc spojrzeć
mu w oczy.
-
Nie mam o tobie złego zdania, więc nie musisz się mnie obawiać. On się zmienił.
Uwierz mi, ale ani ja, ani Simone, a już tym bardziej Bill, nie przypuszczałby,
że Tom się zakocha. Wyobraź sobie, że to uczucie jest na tyle mocne, że dla
ciebie zrezygnował z matki i brata.
-
Nawet nie wie pan, jak bardzo mi z tego powodu przykro i jak bardzo czuję się
winna.
-
Mów mi Gordon. Nie obwiniaj się o to. To nie ty tutaj zawiniłaś. Nic nie
zepsułaś i szczerze mówiąc, nie możesz nic naprawić. Dopóki oni nie rozstrzygną
tego między sobą, to w niczym nie pomożesz. Może warto by było porozmawiać z
Tomem?
-
Próbowałam, ale tak jak już mówiłeś, to nie ma znaczenia. Jest zbyt uparty, nie
da mu się nic przetłumaczyć.
-
Jesteś tą osobą, która może na niego wpłynąć. Głęboko w to wierzę. Jestem
przekonany, że on wcale nie jest szczęśliwy, a chyba nam wszystkim na tym
szczęściu by zależało.
-
Ale Simone nigdy mnie nie zaakceptuje. Tego się boję. Tego, że wszystkie moje
starania pójdą na marne. Kto wie, czy jeśli dziś byłaby w domu, to wpuściłaby
mnie do środka? Jestem rozbita, nie wiem co robić. Jest mi niezmiernie przykro,
bo wiem ile dla Toma znaczy słowo rodzina. Z pewnością dużo więcej niż dla
mnie. Nigdy nie chciałam stanąć między nim, a bratem, czy matką…
-
Wiem o tym. Simone w głębi serca cię kocha, dlatego, że pokochałaś jej syna.
Ale i także dlatego, że on pokochał ciebie. Jesteś słońcem, które rozjaśniło
jego życie, jednocześnie będąc burzą, która dokonała pewnych zniszczeń. Jednak
pamiętaj, wszystko jest do naprawienia.
Bo po każdej burzy, wschodzi
słońce.
-
Pamiętaj, to ty jesteś tym słońcem. A przecież bez niego nie da się żyć. Na
górze, po prawej stronie, jest pokój Toma. Prześpij się, Simone wróci jutro po
południu. Sama zdecydujesz, czy do tego czasu zostaniesz – posłał jej ciepły
uśmiech.
-
Dziękuję. Cieszę się, że to ty byłeś tym, który kiedyś dał im nowe życie.
Zasłużyli na to – wstała, po czym bez
wahania skierowała się na górę.
*
Jasnowłosa
blondynka szła szybko ulicami Hamburga. Czuła się brudna i wykorzystana.
Zdawałoby się, że już przywykła, że przecież takie właśnie życie wybrała.
Wiedziała, że popełniła błąd.
Błąd, który kosztował ją życie.
Ten, który wypłukał z niej całą radość.
Łzy
spływały po jej bladych policzkach. Nikt się na nią nie patrzył, ani też nie
zapytał, czy coś się stało. Miała wrażenie, że każdy z przechodniów doskonale
wiedział, kim była. Czasami wydawało jej się, że ma to wypisane na czole,
niezależnie od tego, jak wyglądała, czy gdzie aktualnie się znajdowała. Wiedziała, że
przyszedł ten moment, w którym musiała podjąć decyzję. W głębi duszy już ją
podjęła. Teraz, albo nigdy.
Zatrzymała
pierwszą taksówkę.
-
Na lotnisko.
Łzy nagle przestały płynąć. Pojawił
się promyk nadziei na szczęście.
Gdy
podchodziła do kasy, nie zdawała sobie sprawy z tego, jak żałośnie musiała
wyglądać. Nie miała przy sobie żadnych bagaży, oprócz małej, czarnej torebki, z
której bezustannie wydobywał się dźwięk dzwoniącego telefonu. Naciskając jeden
przycisk, który sprawił, że aparat się wyłączył, poczuła się wolna.
Weszła
na pokład samolotu, po czym zajęła miejsce. W końcu zdobyła się na ucieczkę,
która mogła pociągnąć za sobą wiele konsekwencji. Mimo pochopności, w głębi serca wiedziała,
że tylko tak może postąpić.
Bo nie chciała być tą, którą mogą
mieć wszyscy.
-
Nowy Jork, na pewno będzie lepszy.
Intrygujace,najbardziej koncowka ;)
OdpowiedzUsuń"stracić" rodzinę? To chyba jedna z najgorszych rzeczy zwłaszcza, gdy oni nie akceptują Twojej drugiej połówki. Amelie powinna porozmawiać z Simone, spróbować się porozumieć, pójść na jakiś kompromis. W inny wypadku wszyscy będą się męczyć.
OdpowiedzUsuńPowodzenia i dużo weny :)
Widzę, że jest ktoś, kto oprócz mnie, po tylu latach, chce wrócić. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że my -stare wygi ffth - nie zapomniałyśmy jeszcze o tym cudnym, usłanym marzeniami świecie.
OdpowiedzUsuńBtw uwielbiam Susan Coffey, miło ją tu widzieć jako Amelie.
Jest sympatycznie, ot co. Będę wracać. Mam nadzieję, że znajdziesz w sobie wytrwałość, cierpliwość i tyle siły, by starczyło, żeby dokończyć. Mam nadzieję, że mi też się w końcu uda.
Pozdrawiam :)
Czekam na kolejną część :)
OdpowiedzUsuń31 year-old Legal Assistant Dolph Kinzel, hailing from Rimouski enjoys watching movies like Radio Free Albemuth and BASE jumping. Took a trip to Sceilg Mhichíl and drives a McLaren F1. zerknij tutaj
OdpowiedzUsuń