niedziela, 2 sierpnia 2015

3. Dann wird alles gut. Alles gut.

Przed Wami, 3.  Na początku chciałabym przeprosić, za wszelkie błędy i powtórzenia, które mogliście napotkać w poprzednich częściach. Ta historia dojrzewała we mnie od paru lat, a niestety jeszcze nie miałam chwili, żeby poprawiać części, które zostały napisane wcześniej. Ta część, również nie była pisana na bieżąco.

Także mam nadzieję, że wybaczycie, jak i również na to, że w przyszłości będzie coraz lepiej.

3.

Obudził się o 3. Mimo tego, że jego powieki były strasznie ciężkie, nie mógł zasnąć ponownie. Patrzył na jej pogrążoną we śnie twarz. Odgarnął delikatnie kosmyk włosów, opadający jej niesfornie na oczy, po czym musnął ustami jej lekko rozchylone wargi. Była jego własnym aniołem. Postawiła go na nogi, zmieniła go. Jako jedyna uwierzyła w to, że może się zmienić. Dała mu szansę, której on sam nigdy nie dostrzegał. Jeśli kiedykolwiek miałby mieć wobec kogoś dług, to tylko wobec niej. Dziewczyna poruszyła się przylegając bliżej do jego ciała. Przytulił ją, tak, aby jej nie zbudzić. Czuł w sobie niesamowite ciepło, które rozchodziło się po całym ciele. Zanim ją spotkał, wszystko wydawało się być pozbawione sensu. Koncertował, zapraszał do siebie dziewczyny i upijał się do nieprzytomności. Nigdy nie przywiązywał się do miejsc i do ludzi. Dopiero ona uświadomiła mu, że potrzebuje stabilności i poczucia bezpieczeństwa. Dając mu siebie, podarowała mu miejsce, do którego zawsze chciał wracać. Pokazała mu, że warto żyć i kochać. Była dla niego jego własnym sacrum. Emanował od niej niesamowity spokój. Jako jedyna potrafiła go wyciszyć, nie mówiąc zupełnie nic. Sprawiała, że tylko przy niej czuł się naprawdę sobą. Były momenty, w którym podziwiał jej wytrwałość, to, że znosi wszystkie jego humory. Mimo, że on nigdy o nic nie pytał, ona zawsze mówiła. Z uporem maniaka siadała z nim przy kolacji i opowiadała o wszystkim, co jej się przytrafiło. Poprzez rozmowę, potrafiła mu okazać wszystkie uczucia. Robiła coś, czego on nigdy nie potrafił. W momencie gdy do słów, dodawała jeszcze czyny, miał czasami wrażenie, że wybuchnie z nadmiaru uczuć. Wiedział, że na nią nie zasługuje, że była dla niego za dobra. Kochała go z taką siłą, jakiej on nawet nie mógł sobie wyobrazić. On tez ją kochał. Był szaleńcem w swojej miłości. Nigdy nikomu nie dawał tyle co jej, ale doskonale wiedział,  iż to za mało. Miał świadomość, że jeśli tylko by się bardziej postarał, gdyby tak jak ona dawał z siebie więcej niż wszystko, stworzyli by parę idealną. Jednak czy na tym miało to polegać? Czymże byłaby taka miłość? 
Tak bardzo nie chciał teraz wyjeżdżać i jej zostawiać.
Z wielkim bólem spojrzał po raz kolejny na zegarek. Dochodziła 5. Przysunął swoją twarz do dziewczyny i pocałował jej lekko rozwarte usta. Ze spokojem patrzył, jak jej zamknięte powieki otwierają się, a zielone oczy powoli lustrować jego twarz. Przytuliła się do niego, pozwalając, aby jego duże dłonie szczelnie zacisnęły się na talii. Potarła delikatnie swoim nosem policzek chłopaka, na co on tylko się uśmiechnął.
- Która jest? – zapytała zaspana, ziewając przeciągle.
- 5. Mam godzinę, żeby być na lotnisku. Jedziesz ze mną? – w odpowiedzi wtuliła się szczelniej w umięśniony tors. Przez parę chwil głaskał ją po głowie, odgarniając niesforne kosmyki spadające na jej twarz. Kochał to. Kochał budzić się przy niej i czuć jej wątłe ciało koło siebie. Dopiero przy niej dostrzegł różnicę między miłością, a pożądaniem, czy tą jaką jest kochanie się z kimś, a uprawianie seksu. Oddawał się jej w całości, dostając w zamian jeszcze więcej. Tak bardzo się starał, bojąc się przy tym, że coś popsuje. Gdyby ją stracił, nie zniósłby tego.

Dorosłem.
Nie sądziłem, że miłość jest czymś dla mnie.
Zawsze widziałem siebie, jako wiecznego samotnika.
I wtedy pojawiłaś się Ty.
Niczym anioł z nieba, uwolniłaś mnie od bólu,
od bycia samotnym do końca życia.

Obserwował jak wstaje z łóżka i wchodzi do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Z niechęcią także się podniósł. Zapalił papierosa, a szary dym rozniósł się w pomieszczeniu. Nie palił w sypialni, jednak teraz bał się stąd wyjść. Miał wrażenie, że jak opuści to pomieszczenie, wszystko zacznie dziać się coraz szybciej. Przeklinał siebie w duchu, za to, że nie postawił się Billowi i po prostu nie zabiera jej ze sobą. Gdy tylko wyszła z łazienki, przylgnął do niej całym ciałem, mocno ją całując. Spijał z jej ust, tak dużo, jak tylko był w stanie. Nie wyobrażał sobie, że przez tak długi czas nie zazna tego uczucia.

Nie sądziłem, że do tego dojdzie.
Zmieniłaś chłopca, w mężczyznę.
To dzięki Tobie, czuję się pewny
i marzę o przyszłości z Tobą.
Zmieniłem się i mam nadzieję, że to co było,
nie wróci nigdy więcej.

Mimo tego, że tak bardzo się bała, powrotu niespokojnej duszy Toma. To ufała. Wierzyła w niego, miała nadzieję, że nic złego się nie stanie, że wróci, przytuli ją i znowu wszystko będzie tak jak teraz. Kochała go, bo był najlepszym, co jej się w życiu przytrafiło.  Miała swój skarb. Bez zastanowienia, składała swoje życie w jego dłoniach. Jednak czy cena, którą mogła za to zapłacić nie była zbyt wysoka?

Du bist das Beste, was mir je passiert ist.
Es tut so gut, wie du mich liebst.


Czarny Cadillac wjechał na duży parking lotniska. Założył na głowę kaptur, a na oczy wsunął duże okulary przeciwsłoneczne.  Amelie w pośpiechu związała włosy w luźny kok i zrobiła dokładnie to samo co czarnowłosy. Doskonale wiedzieli, że nikt nie mógł ich rozpoznać, że wtedy ich życie przypominałoby jedno wielkie piekło. Mimo tego, gdy wysiedli z samochodu, złapał ją mocno za rękę, nawet przez chwile nie myśląc o tym, żeby ją puścić. Wolnym krokiem, szli do hali odlotów. Już z daleka widziała znajome sylwetki mężczyzn. Podeszła nieśmiało, nadal idąc ramię w ramię z Tomem. Uśmiechnęła się delikatnie na widok basisty. Bez skrępowania, mimo przeszywającego wzroku Billa, pocałował ją delikatnie w policzek. Gustav przyjaźnie podał jej dłoń. David Jost zrobił dokładnie to samo, bacznie lustrując splecione palce pary.
- Mamy naprawdę mało czasu.
Usłyszawszy to Tom, odciągnął dziewczynę parę metrów dalej i pocałował ją namiętnie, nie zwracając uwagi na lustrującą ich czwórkę. Gdy tylko oderwał się od niej, objął ją w pasie i patrzył prosto w zielone oczy, w których zbierały się łzy.
- Kocham cie Amelie, pamiętaj o tym, dobrze?
- Ja ciebie też.
- Wiem. Wszystko będzie dobrze. Gdy tylko będę mógł, przylecę do ciebie. Zadzwonię jak tylko wylądujemy. Obiecuję.
- Już za tobą tęsknie – zatonęła w jego szerokim ramionach, pozwalając aby cisnące się do oczu łzy, znalazły swoje ujście. Tak bardzo nie chciała płakać, jednak nie mogła się powstrzymać. Chłopak odsunął ją od siebie delikatnie, ocierając pojedyncze kropelki. Pocałował ją w czoło, a zaraz po chwili ich wargi zetknęły się. Ostatni raz na nią spojrzał i choć tak bardzo bolał go fakt, że ją zostawia, odszedł. Bo doskonale wiedział, że gdyby został z nią parę sekund dłużej, nie byłby w stanie zrobić ani jednego kroku w tył.

Dann wird alles gut.
Alles gut.

Pobiegła do samochodu jak najszybciej, nie chciała patrzeć na odlatujący samolot. Dopiero teraz poczuła tą przerażającą pustkę. Wsiadła do auta i bez zastanowienia nacisnęła pedał gazu. Jechała szybko, nie zwracając uwagi na łzy, które płynęły po jej policzkach, utrudniając jej widoczność. Gdy tylko zaparkowała na parkingu apartamentowca, pobiegła jak najszybciej do windy. Miała wrażenie, że jak na złość, ta jechała zbyt wolno. Otworzyła mieszkanie, po czym skierowała się do dużej szafy. Wyjęła z niej podróżną torbę i rzuciła na podłogę. W chaosie wrzucała do niej ubrania i wszystko to, co mogłoby jej się przydać. Zdawała sobie sprawę, jak bardzo nieodpowiedzialne i pochopne jest to, co robi. Zupełnie nie przemyślała swojej decyzji, było to dla niej zbyt wiele. Musiała uciec jak  najdalej, a jedynym możliwym rozwiązaniem, był powrót do przeszłości. Tylko czy nie zakończy się on wyjątkowo boleśnie?

Wsiadła w samochód, uciekając od samotności, nie przejmując się tym, jakie konsekwencje będą wiązały się z tą decyzją. Mimo tego, w głowie miała ciągle jego głos.

Wszystko będzie dobrze, perełko.

*

Doszła do budynku, znajdującego się na rogu ulicy, wyciągnęła z torebki klucze i z drżącym sercem przekręciła go w zamku. Stare drzwi zaskrzypiały cicho. Weszła w głąb mieszkania i gdy tylko zobaczyła brak męskich butów, odetchnęła z ulgą. Ściągnęła z nóg wysokie, niewygodne szpilki i wzięła je w dłonie. Mimo, iż wiedziała, że jest zupełnie sama, stąpała po panelach delikatnie, na palcach, nie chcąc zrobić nawet najmniejszego hałasu. Dotarła do swojego pokoju, po czym szybko zamknęła drzwi na zamek. Nie zapaliła światła, nie chcąc zdradzić swojej obecności. Usiadła na podłodze i zapaliła papierosa.
Odkąd pamięta, zawsze walczyła o swoje racje. Nie dawała sobą pomiatać i to ona była panią swojego świata. Po śmierci rodziców, otoczyła swoje wnętrze niewidzialną skorupą, której nikt nie potrafił rozbić. Stała się zimna i obojętna. Codziennie czuła, jak całe życie wali się u jej stóp, a ona nie mogła nic z tym zrobić. Nie umiała żyć sama, nie była nawet samodzielna. Miała ochotę umrzeć.

Siedziała w łazience na zimnych kafelkach, w ręku trzymając do połowy pełną butelkę wódki. Otworzyła szufladę i wyjęła z niej mały słoiczek. Odkręciła zakrętkę i wysypała jego zawartość na podłogę. Odgłos odbijających się tabletek, rozniósł się po pomieszczeniu. Ułożyła je starannie w rządku i uśmiechnęła się. Patrząc w duże lustro, wzięła jedną do ust i popiła trunkiem. Ciecz zapiekła ją w gardło, miała wrażenie, że płonie w niej ognisko, którego nie można ugasić. Roześmiała się głośno i sięgnęła po drugą pastylkę, a później po następną i kolejną….

- Doktorze, doktorze! Ona umiera! - Ratownik do młodego lekarza, tak głośno, że słyszał ją cały korytarz.
- Wszystko będzie dobrze – mówił opanowanym głosem – tylko nie zamykaj oczu.

Gdy tylko wypowiedział te słowa, ciężkie powieki opadły, a serce na chwilę przestało bić. Zapadła w śpiączkę, a obok niej był tylko on. Doktor Martin Schmitz. Przesiadywał przy jej łóżku w każdej wolnej chwili. Mówił do niej, całkowicie wierząc w to, że słyszy. Trzymał ją za rękę, mając nadzieję, że czuje. Tak bardzo pragnął jej pomóc, mimo, że takich jak ona, chcących popełnić samobójstwo było tysiące. Jednak jakaś niewyobrażalna siła, prosiła go, aby czekał. I tak zrobił, trzy miesiące trwał, nie zwracając uwagi na innych. Zaniedbywał swoje obowiązki, bo nie chciał, aby obudziła się, gdy jego przy niej nie będzie. Nawet przez myśl nie przeszło mu, że mogłaby umrzeć i go nie poznać.
Gdy pewnego wieczoru, przyszedł do sali i usiadł na niewygodnym krześle z kubkiem kawy w ręku, ujrzał błękit jej oczu. Był lekarzem, a nie wiedział, co ma zrobić i co powiedzieć.

Do tej pory pamiętała wzrok, jakim na nią patrzył. Przedstawił się i jak gdyby nigdy nic, o nic nie pytając, opowiedział jej wszystkie dni egzystowania przy jej łóżku. Ona uśmiechała się lekko, co chwila śmiejąc się perliście. Nigdy nie wierzyła w miłość, jednak gdy tylko usłyszała jego głęboki głos, wiedziała, że to właśnie to. Czuła się jak księżniczka, która wreszcie znalazła swojego księcia. Odżyła, bo nie musiała już żyć samotnie. Wierzyła, bo miała kogoś, kto podtrzymywał jej wiarę. Kochała, bo o nią dbał, troszczył się i martwił. Dawała z siebie wszystko, bo on robił dokładnie to samo. Byli idealni, uzupełniali się w każdym calu.

Bajka, istna bajka. Która niestety przerodziła się w dramat. Bo to wszystko było zbyt piękne, żeby trwało wiecznie.

Na ulicach było mokro, a krople deszczu obficie spływały po samochodowych szybach. Gdzieś w oddali rozległ się głośny grzmot. Pojechała po niego do pracy, jednak widząc jego zmęczenie 12 godzinnym dyżurem, usiadła za kierownicą. Jechała wolno, starając się skupić całą swoją uwagę na drodze. Nie miał pojęcia jakim cudem ogromny tir, zajechał im drogę. Wszystko co widziała to rozbite szkło i krew. Pełno krwi.

Nienawidziła siebie za to, że umarł. Był dla niej wszystkim, odbudował jej na nowo cały świat, a ona wszystko rozwaliła. Zabiła go i była pewna, że nigdy sobie tego nie wybaczy. Później wszystko, co się stało, było tak bardzo przewidywalne. Młoda dziewczyna, bez środków do życia wpadła w bagno,  którego teraz nie mogła wyjść, umarłaby gdyby tylko spróbowała. Usłyszała szczęk otwieranego zamka. Skuliła się jeszcze mocniej i zgasiła papierosa. Cicho otworzyła szufladę i wyjęła z niej przeźroczystą butelkę. Odkręciła korek i przyłożyła szyjkę do ust. Ostra ciecz paliła jej przełyk, a do oczu naszły łzy.
- Nie tak miało być, nie tak.

Bo czasem wydaje się, że ciągle śnimy, gdyż tak naprawdę nic nie jest wystarczająco realne, abyśmy uznali to za życie. Jednak problem pojawia się wtedy, gdy nie jest ono snem, lecz koszmarem.

Koszmar, który trwa cały dzień i całą noc. Non stop, bez sekundy przerwy na spokojny sen.

*

Siedziała w samochodzie, na parkingu, pod dobrze znanym jej blokiem już druga godzinę. Kolejny papieros został zgnieciony w popielniczce, a pełne usta, znów muśnięte błyszczykiem. Tak bardzo bała się tego spotkania, chociaż sama nie wiedziała dlaczego. Doskonale wiedziała, że brat ma do niej żal. Uciekła, zupełnie nie obracając się w tył, a to przecież on zawsze był mistrzem uników i ucieczek. Bała się, bo przecież to ona była tą małą dziewczynką, którą trzeba chronić. Zacisnęła dłonie, a jej paznokcie delikatnie zaczęły wbijać się w skórę.  Zamknęła oczy i uśmiechnęła się delikatnie. Zastanawiała się przez chwilę, co on powiedziałby w tej sytuacji, jakich słów by użył i w jaki sposób na nią spojrzał. Wyobraziła sobie jego ramiona, które dałyby jej poczucie bezpieczeństwa i tą nadzieję, że razem mogą wszystko. 
Wyszła z samochodu, a ciepły wiatr rozwiał kasztanowe włosy. Pewnym krokiem ruszyła do klatki schodowej.  W myślach cieszyła się, że zamek był popsuty i nigdy nie trzeba było otwierać drzwi kluczem, czy też używać domofonu. Czteropiętrowy blok wydawał się być taki mały w porównaniu z ogromnym apartamentowcem. Wchodziła po schodach zupełnie się nie śpiesząc. Wszystko tutaj było dla niej tak znajome, że aż przerażające. Dokładnie pamiętała dzień, w którym wraz z bratem wynajęli mieszkanie i wyprowadzili się od manipulującej nimi matki. On zawsze o nią dbał, pracował po to, aby ona mogła spokojnie się uczyć. Starał się robić wszystko, żeby nigdy jej niczego nie brakowało. W myślach wiele razy wyobrażała sobie jego przepełnioną żalem i bólem twarz, gdy czytał wiadomość, którą mu zostawiła. Odeszła od niego, na co sobie kompletnie nie zasłużył. Spojrzała na drewniane drzwi i zapukała lekko. Cały strach znalazł sobie wygodne miejsce w jej ciele. Zrobiło jej się duszno, a w brzuchu czuła lekkie zawirowanie. Bała się, cholernie bała się tego, co usłyszy. Starała się nie zapomnieć o oddychaniu, kiedy przed nią stanął wysoki chłopak. Jego czarna grzywka opadała niesfornie na czoło, mocno kontrastując z jego bielą. Musiało minąć parę chwil, aby odważyła się spojrzeć prosto w zielone oczy, dokładnie takie same, jakie miała ona.
- Sebastian.
- Co ty tutaj robisz? – Nieprzyjemny ton głosu dotarł do jej uszu, sprawiając, że lekko się wzdrygnęła.  Nie miała pojęcia, co mogłaby odpowiedzieć, albo jak wytłumaczyć, to, że po prawie roku nieobecności,  zjawia się u progu jego mieszkania. Czuła się tak, jakby ktoś wsadził jej pięść do gardła i za żadną cenę nie chciał jej wyciągnąć.
- Świetnie. Spieprzyłaś sobie stąd prawie rok temu, zostawiając pieprzoną kartkę i miałaś wszystko w dupie. Nagle przyjeżdżasz i jeszcze nie możesz powiedzieć, co do cholery tutaj robisz?! – Widziała, jak puszczają mu nerwy. Nigdy nie bała się go tak, jak w tej chwili. Patrzyła jak zaciska pięści i wargi, starając się opanować swoje emocje.
- Mogę wejść? – Spuściła wzrok, starając się na niego nie patrzeć. Nie powiedział nic, tylko delikatnie uchylił drzwi.
Mieszkanie wydawało jej się bardzo małe. Już zapomniała jak to jest mieszkać w bloku, w dwóch małych pokojach z kuchnią. Weszła do większego i usiadła na kanapie. W pomieszczeniu panował straszny bałagan, a w powietrzu unosił się charakterystyczny nieprzyjemny zapach, który powstawał w długo niewietrzonych czterech ścianach. Ze zdziwieniem patrzyła na to, jak jej brat zupełnie nie przejmując się tymi warunkami, podpala papierosa i opada na fotel. Jego wzrok wbijał się w nią jak sztylet, zatrzymując tym samych oddech. Czekał na wyjaśnienia.
- Nie wiem od czego zacząć... – głos jej drżał, przez co zdradzał wszystkie emocje.
- Może od tego, co tutaj robisz – jego głos był stanowczy, nie pokazywał żadnych uczuć, ani radości, ani rozczarowania, tylko zwyczajna pustka.
- Poczułam się tak samotna Sebastian, a jedyną osobą którą mam, jesteś ty. Do kogo miałam iść?
- Do kochasia? – Zabolało. Jego słowa wbijały się w nią niczym drzazgi, których nie sposób szybko wyciągnąć.
- Proszę cię, porozmawiaj ze mną, tak bardzo tego potrzebuje… - spojrzał na nią pełnym litości wzrokiem. Nagle zobaczył swoją malutką siostrzyczkę, kruchą i delikatną. Taką, o którą trzeba zadbać. Mimo całej goryczy, która przepełniała jego serce, nie miał siły dłużej się na nią gniewać. Podszedł do niej i przytulił jej wątłe ciało. Poczuł jak wszystkie mięśnie nagle się rozluźniają, a jego koszulka robi się coraz bardziej mokra.
Nie sposób stwierdzić jak długo rozmawiali, bo żadne z nich nie spojrzało na zegarek. W pewnych momentach milczeli, a w jeszcze innych nie dawali sobie dojść do słowa. Granica pękła,  ich serca na nowo otworzyły się na siebie.
- Amelie, po co z nim jesteś? To zadaje ci więcej bólu niż radości – wiedziała, że ma racje.
- Kocham go, nie umiem tego wytłumaczyć, po prostu tak jest. On jest zupełnie innym człowiekiem, jedynym problemem jest jego rodzina i uśpiony temperament, który w każdej chwili może zostać zbudzony.
- Odpocznij siostra, możesz tu zostać jak długo zechcesz. Jesteś jedyną rodziną jaką mam, nie chce stracić cię ponownie.
Oparła głowę o oparcie kanapy, a po chwili pogrążyła się w błogim, upragnionym śnie.

*

Długowłosa blondynka zdążyła tylko otworzyć oczy, a zaraz po tym napotkała twarz rozwścieczonego mężczyzny.
- Nie rozumiesz co to znaczy dwie godziny, ty dziwko!
- Dan, wyluzuj, dużo zarobiłam! – Bała się go, tak jak nigdy wcześniej.
- Gówno mnie to obchodzi! Pieprzysz się z nim bo go kochasz! Chyba zapomniałaś czyją jesteś własnością! – Złapał ją za ramię i rzucił na podłogę. Cała się trzęsła, odruchowo złapała się za ramię, na którym odznaczyły się jego palce. Nie wiedziała, co zrobić, co powiedzieć. Jak zawsze wolała milczeć, gdy ten obrzucał ją błotem. Żadne słowa nie wydawały jej się wtedy odpowiednie, bo przecież i tak z nim nie wygra.
- Kasa! – Na czworakach przeszła przez pokój, aby dostać się do swojej torebki. Wyjęła z niej 200 euro i nawet nie myśląc o swojej działce szybko mu to podała.
- No, grzeczna dziewczynka – spojrzał się na nią wyzywająco, wyrywając z jej drobnej dłoni pieniądze. Złapał ją za koszulę i przesunął na środek pokoju. Rozpiął sobie spodnie po czym spojrzał z wyższością na jej ciało. Duże piersi wyraźnie odznaczały się pod cienkim odzieniem. Koronkowe majtki zachęcały do tego, aby je rozerwać. Włosy miała splątane, a twarz brudną od wczorajszego makijażu. Jej usta były pełne i duże, niebieskie oczy ze strachem patrzyły przed siebie. Jedną nogą przewrócił ją na brzuch odsłaniając kształtne pośladki. Była piękna, mimo iż w tym momencie wyglądała jak tania dziwka. Nigdy nie mógł pojąć, po co taka cudowna dziewczyna się u niego zjawiła. Kiedyś był zupełnie innym człowiekiem, jednak czas go zmienił. Jego przyjaciel był alfonsem, opowiadał jak to jest i ile można zarobić. Ze strachem, ale wszedł w to. Zawsze był tym, którego rodzina poniewierała. Nigdy nie miał pieniędzy, zawsze był tym najgorszym. Po trzech miesiącach poznał Rosannę. Miał ochotę zabrać ją ze sobą i już nie wracać. Jednak wysoka, piękna blondynka i dużym biuście była dla jego brata zbyt cenna.  Swoim zachowaniem sprawił, że zmienił się w bydlaka, którego obchodziły tylko pieniądze.
Złapał ją mocno za włosy, świadomy tego, że zadaje jej ból. Nawet nie pisnęła. Po dwóch latach nauczyła się już, że najlepiej nie robić nic, tylko znosić upokorzenie. A on po raz kolejny ją wziął, bo przecież była jego własnością, mógł ją mieć kiedy tylko chciał. Pragnął ją ukarać za to, że spędziła zbyt dużo czasu z innym. Za każdym razem gdy się tak zachowywał wmawiał sobie jedną rzecz.

Należy do mnie. Nic złego nie robię, bo czy można zgwałcić prostytutkę?


1 komentarz:

  1. Zaskoczyła mnie ta historia. Jest... zdecydowanie inna niż wszystkie, które czytam bądź czytałam. Mimo iż komuś mogłoby się wydawać, że to co tu jest napisane jest zwykłą błahostką, dla mnie jest cholernie dobrą, dopracowaną i przemyślaną historią.
    Nawet nie jesteś w stanie wyobrazić sobie ile emocji we mnie tkwi, ile myśli przetacza mi się w głowie. Ile chciałabym Ci napisać, a jednak nie potrafię złożyć tego wszystkiego w kilka zdań. Po prostu zachwyciłaś mnie, zaintrygowałaś, rozkochałaś w tych trzech rozdział od samego początku, od pierwszego zdania. Mam nadzieję, że w dalszym ciągu będziesz to robić i nie znikniesz na tak długo.
    Dziękuje Ci za to co tu znalazłam. Dobrą historię, prawdziwą, realną, smutną i przepełnioną miłością historię.
    Życzę weny. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń