Także mam nadzieję, że wybaczycie, jak i również na to, że w przyszłości będzie coraz lepiej.
3.
Obudził
się o 3. Mimo tego, że jego powieki były strasznie ciężkie, nie mógł zasnąć
ponownie. Patrzył na jej pogrążoną we śnie twarz. Odgarnął delikatnie kosmyk
włosów, opadający jej niesfornie na oczy, po czym musnął ustami jej lekko
rozchylone wargi. Była jego własnym aniołem. Postawiła go na nogi, zmieniła go.
Jako jedyna uwierzyła w to, że może się zmienić. Dała mu szansę, której on sam
nigdy nie dostrzegał. Jeśli kiedykolwiek miałby mieć wobec kogoś dług, to tylko
wobec niej. Dziewczyna poruszyła się przylegając bliżej do jego ciała.
Przytulił ją, tak, aby jej nie zbudzić. Czuł w sobie niesamowite ciepło, które
rozchodziło się po całym ciele. Zanim ją spotkał, wszystko wydawało się być
pozbawione sensu. Koncertował, zapraszał do siebie dziewczyny i upijał się do
nieprzytomności. Nigdy nie przywiązywał się do miejsc i do ludzi. Dopiero ona
uświadomiła mu, że potrzebuje stabilności i poczucia bezpieczeństwa. Dając mu
siebie, podarowała mu miejsce, do którego zawsze chciał wracać. Pokazała mu, że
warto żyć i kochać. Była dla niego jego własnym sacrum. Emanował od niej
niesamowity spokój. Jako jedyna potrafiła go wyciszyć, nie mówiąc zupełnie nic.
Sprawiała, że tylko przy niej czuł się naprawdę sobą. Były momenty, w którym
podziwiał jej wytrwałość, to, że znosi wszystkie jego humory. Mimo, że on nigdy
o nic nie pytał, ona zawsze mówiła. Z uporem maniaka siadała z nim przy kolacji
i opowiadała o wszystkim, co jej się przytrafiło. Poprzez rozmowę, potrafiła mu
okazać wszystkie uczucia. Robiła coś, czego on nigdy nie potrafił. W momencie
gdy do słów, dodawała jeszcze czyny, miał czasami wrażenie, że wybuchnie z
nadmiaru uczuć. Wiedział, że na nią nie zasługuje, że była dla niego za dobra.
Kochała go z taką siłą, jakiej on nawet nie mógł sobie wyobrazić. On tez ją
kochał. Był szaleńcem w swojej miłości. Nigdy nikomu nie dawał tyle co jej, ale
doskonale wiedział, iż to za mało. Miał
świadomość, że jeśli tylko by się bardziej postarał, gdyby tak jak ona dawał z
siebie więcej niż wszystko, stworzyli by parę idealną. Jednak czy na tym miało
to polegać? Czymże byłaby taka miłość?
Tak
bardzo nie chciał teraz wyjeżdżać i jej zostawiać.
Z
wielkim bólem spojrzał po raz kolejny na zegarek. Dochodziła 5. Przysunął swoją
twarz do dziewczyny i pocałował jej lekko rozwarte usta. Ze spokojem patrzył,
jak jej zamknięte powieki otwierają się, a zielone oczy powoli lustrować jego
twarz. Przytuliła się do niego, pozwalając, aby jego duże dłonie szczelnie
zacisnęły się na talii. Potarła delikatnie swoim nosem policzek chłopaka, na co
on tylko się uśmiechnął.
-
Która jest? – zapytała zaspana, ziewając przeciągle.
-
5. Mam godzinę, żeby być na lotnisku. Jedziesz ze mną? – w odpowiedzi wtuliła
się szczelniej w umięśniony tors. Przez parę chwil głaskał ją po głowie,
odgarniając niesforne kosmyki spadające na jej twarz. Kochał to. Kochał budzić
się przy niej i czuć jej wątłe ciało koło siebie. Dopiero przy niej dostrzegł
różnicę między miłością, a pożądaniem, czy tą jaką jest kochanie się z kimś, a
uprawianie seksu. Oddawał się jej w całości, dostając w zamian jeszcze więcej.
Tak bardzo się starał, bojąc się przy tym, że coś popsuje. Gdyby ją stracił,
nie zniósłby tego.
Dorosłem.
Nie sądziłem, że miłość jest czymś
dla mnie.
Zawsze widziałem siebie, jako
wiecznego samotnika.
I wtedy pojawiłaś się Ty.
Niczym anioł z nieba, uwolniłaś
mnie od bólu,
od bycia samotnym do końca życia.
Obserwował
jak wstaje z łóżka i wchodzi do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Z niechęcią
także się podniósł. Zapalił papierosa, a szary dym rozniósł się w
pomieszczeniu. Nie palił w sypialni, jednak teraz bał się stąd wyjść. Miał
wrażenie, że jak opuści to pomieszczenie, wszystko zacznie dziać się coraz
szybciej. Przeklinał siebie w duchu, za to, że nie postawił się Billowi i po
prostu nie zabiera jej ze sobą. Gdy tylko wyszła z łazienki, przylgnął do niej
całym ciałem, mocno ją całując. Spijał z jej ust, tak dużo, jak tylko był w
stanie. Nie wyobrażał sobie, że przez tak długi czas nie zazna tego uczucia.
Nie sądziłem, że do tego dojdzie.
Zmieniłaś chłopca, w mężczyznę.
To dzięki Tobie, czuję się pewny
i marzę o przyszłości z Tobą.
Zmieniłem się i mam nadzieję, że to
co było,
nie
wróci nigdy więcej.
Mimo
tego, że tak bardzo się bała, powrotu niespokojnej duszy Toma. To ufała.
Wierzyła w niego, miała nadzieję, że nic złego się nie stanie, że wróci,
przytuli ją i znowu wszystko będzie tak jak teraz. Kochała go, bo był
najlepszym, co jej się w życiu przytrafiło.
Miała swój skarb. Bez zastanowienia, składała swoje
życie w jego dłoniach. Jednak czy cena, którą mogła za to zapłacić nie była
zbyt wysoka?
Du bist das Beste, was mir je passiert ist.
Es tut so gut, wie du mich liebst.
Czarny
Cadillac wjechał na duży parking lotniska. Założył na głowę kaptur, a na oczy
wsunął duże okulary przeciwsłoneczne.
Amelie w pośpiechu związała włosy w luźny kok i zrobiła dokładnie to
samo co czarnowłosy. Doskonale wiedzieli, że nikt nie mógł ich rozpoznać, że
wtedy ich życie przypominałoby jedno wielkie piekło. Mimo tego, gdy wysiedli z
samochodu, złapał ją mocno za rękę, nawet przez chwile nie myśląc o tym, żeby
ją puścić. Wolnym krokiem, szli do hali odlotów. Już z daleka widziała znajome
sylwetki mężczyzn. Podeszła nieśmiało, nadal idąc ramię w ramię z Tomem.
Uśmiechnęła się delikatnie na widok basisty. Bez skrępowania, mimo
przeszywającego wzroku Billa, pocałował ją delikatnie w policzek. Gustav
przyjaźnie podał jej dłoń. David Jost zrobił dokładnie to samo, bacznie
lustrując splecione palce pary.
-
Mamy naprawdę mało czasu.
Usłyszawszy
to Tom, odciągnął dziewczynę parę metrów dalej i pocałował ją namiętnie, nie
zwracając uwagi na lustrującą ich czwórkę. Gdy tylko oderwał się od niej, objął
ją w pasie i patrzył prosto w zielone oczy, w których zbierały się łzy.
-
Kocham cie Amelie, pamiętaj o tym, dobrze?
-
Ja ciebie też.
-
Wiem. Wszystko będzie dobrze. Gdy tylko będę mógł, przylecę do ciebie.
Zadzwonię jak tylko wylądujemy. Obiecuję.
-
Już za tobą tęsknie – zatonęła w jego szerokim ramionach, pozwalając aby
cisnące się do oczu łzy, znalazły swoje ujście. Tak bardzo nie chciała płakać,
jednak nie mogła się powstrzymać. Chłopak odsunął ją od siebie delikatnie,
ocierając pojedyncze kropelki. Pocałował ją w czoło, a zaraz po chwili ich wargi
zetknęły się. Ostatni raz na nią spojrzał i choć tak bardzo bolał go fakt, że
ją zostawia, odszedł. Bo doskonale wiedział, że gdyby został z nią parę sekund
dłużej, nie byłby w stanie zrobić ani jednego kroku w tył.
Dann wird alles gut.
Alles gut.
Pobiegła
do samochodu jak najszybciej, nie chciała patrzeć na odlatujący samolot.
Dopiero teraz poczuła tą przerażającą pustkę. Wsiadła do auta i bez
zastanowienia nacisnęła pedał gazu. Jechała szybko, nie zwracając uwagi na łzy,
które płynęły po jej policzkach, utrudniając jej widoczność. Gdy tylko
zaparkowała na parkingu apartamentowca, pobiegła jak najszybciej do windy.
Miała wrażenie, że jak na złość, ta jechała zbyt wolno. Otworzyła mieszkanie,
po czym skierowała się do dużej szafy. Wyjęła z niej podróżną torbę i rzuciła
na podłogę. W chaosie wrzucała do niej ubrania i wszystko to, co mogłoby jej
się przydać. Zdawała sobie sprawę, jak bardzo nieodpowiedzialne i pochopne jest
to, co robi. Zupełnie nie przemyślała swojej decyzji, było to dla niej zbyt wiele.
Musiała uciec jak najdalej, a jedynym
możliwym rozwiązaniem, był powrót do przeszłości. Tylko czy nie zakończy się on
wyjątkowo boleśnie?
Wsiadła
w samochód, uciekając od samotności, nie przejmując się tym, jakie konsekwencje
będą wiązały się z tą decyzją. Mimo tego, w głowie miała ciągle jego głos.
Wszystko
będzie dobrze, perełko.
*
Doszła
do budynku, znajdującego się na rogu ulicy, wyciągnęła z torebki klucze i z
drżącym sercem przekręciła go w zamku. Stare drzwi zaskrzypiały cicho. Weszła w
głąb mieszkania i gdy tylko zobaczyła brak męskich butów, odetchnęła z ulgą.
Ściągnęła z nóg wysokie, niewygodne szpilki i wzięła je w dłonie. Mimo, iż
wiedziała, że jest zupełnie sama, stąpała po panelach delikatnie, na palcach,
nie chcąc zrobić nawet najmniejszego hałasu. Dotarła do swojego pokoju, po czym
szybko zamknęła drzwi na zamek. Nie zapaliła światła, nie chcąc zdradzić swojej
obecności. Usiadła na podłodze i zapaliła papierosa.
Odkąd
pamięta, zawsze walczyła o swoje racje. Nie dawała sobą pomiatać i to ona była
panią swojego świata. Po śmierci rodziców, otoczyła swoje wnętrze niewidzialną
skorupą, której nikt nie potrafił rozbić. Stała się zimna i obojętna.
Codziennie czuła, jak całe życie wali się u jej stóp, a ona nie mogła nic z tym
zrobić. Nie umiała żyć sama, nie była nawet samodzielna. Miała ochotę umrzeć.
Siedziała w łazience na zimnych
kafelkach, w ręku trzymając do połowy pełną butelkę wódki. Otworzyła szufladę i
wyjęła z niej mały słoiczek. Odkręciła zakrętkę i wysypała jego zawartość na
podłogę. Odgłos odbijających się tabletek, rozniósł się po pomieszczeniu.
Ułożyła je starannie w rządku i uśmiechnęła się. Patrząc w duże lustro, wzięła
jedną do ust i popiła trunkiem. Ciecz zapiekła ją w gardło, miała wrażenie, że
płonie w niej ognisko, którego nie można ugasić. Roześmiała się głośno i
sięgnęła po drugą pastylkę, a później po następną i kolejną….
- Doktorze, doktorze! Ona umiera! - Ratownik do młodego lekarza, tak głośno, że słyszał ją cały korytarz.
- Wszystko będzie dobrze – mówił opanowanym
głosem – tylko nie zamykaj oczu.
Gdy tylko wypowiedział te słowa,
ciężkie powieki opadły, a serce na chwilę przestało bić. Zapadła w śpiączkę, a
obok niej był tylko on. Doktor Martin Schmitz. Przesiadywał przy jej łóżku w
każdej wolnej chwili. Mówił do niej, całkowicie wierząc w to, że słyszy.
Trzymał ją za rękę, mając nadzieję, że czuje. Tak bardzo pragnął jej pomóc,
mimo, że takich jak ona, chcących popełnić samobójstwo było tysiące. Jednak
jakaś niewyobrażalna siła, prosiła go, aby czekał. I tak zrobił, trzy miesiące
trwał, nie zwracając uwagi na innych. Zaniedbywał swoje obowiązki, bo nie
chciał, aby obudziła się, gdy jego przy niej nie będzie. Nawet przez myśl nie
przeszło mu, że mogłaby umrzeć i go nie poznać.
Gdy pewnego wieczoru, przyszedł do
sali i usiadł na niewygodnym krześle z kubkiem kawy w ręku, ujrzał błękit jej
oczu. Był lekarzem, a nie wiedział, co ma zrobić i co powiedzieć.
Do
tej pory pamiętała wzrok, jakim na nią patrzył. Przedstawił się i jak gdyby
nigdy nic, o nic nie pytając, opowiedział jej wszystkie dni egzystowania przy
jej łóżku. Ona uśmiechała się lekko, co chwila śmiejąc się perliście. Nigdy nie
wierzyła w miłość, jednak gdy tylko usłyszała jego głęboki głos, wiedziała, że
to właśnie to. Czuła się jak księżniczka, która wreszcie znalazła swojego
księcia. Odżyła, bo nie musiała już żyć samotnie. Wierzyła, bo miała kogoś, kto
podtrzymywał jej wiarę. Kochała, bo o nią dbał, troszczył się i martwił. Dawała
z siebie wszystko, bo on robił dokładnie to samo. Byli idealni, uzupełniali się
w każdym calu.
Bajka,
istna bajka. Która niestety przerodziła się w dramat. Bo to wszystko było zbyt piękne, żeby trwało wiecznie.
Na ulicach było mokro, a krople
deszczu obficie spływały po samochodowych szybach. Gdzieś w oddali rozległ się
głośny grzmot. Pojechała po niego do pracy, jednak widząc jego zmęczenie 12
godzinnym dyżurem, usiadła za kierownicą. Jechała wolno, starając się skupić
całą swoją uwagę na drodze. Nie miał pojęcia jakim cudem ogromny tir, zajechał
im drogę. Wszystko co widziała to rozbite szkło i krew. Pełno krwi.
Nienawidziła
siebie za to, że umarł. Był dla niej wszystkim, odbudował jej na nowo cały
świat, a ona wszystko rozwaliła. Zabiła go i była pewna, że nigdy sobie tego
nie wybaczy. Później wszystko, co się stało, było tak bardzo przewidywalne.
Młoda dziewczyna, bez środków do życia wpadła w bagno, którego teraz nie mogła wyjść, umarłaby gdyby
tylko spróbowała. Usłyszała szczęk otwieranego zamka. Skuliła się jeszcze
mocniej i zgasiła papierosa. Cicho otworzyła szufladę i wyjęła z niej
przeźroczystą butelkę. Odkręciła korek i przyłożyła szyjkę do ust. Ostra ciecz
paliła jej przełyk, a do oczu naszły łzy.
-
Nie tak miało być, nie tak.
Bo czasem wydaje się, że ciągle
śnimy, gdyż tak naprawdę nic nie jest wystarczająco realne, abyśmy uznali to za
życie. Jednak problem pojawia się wtedy, gdy nie jest ono snem, lecz koszmarem.
Koszmar, który trwa cały dzień i
całą noc. Non stop, bez sekundy przerwy na spokojny sen.
*
Siedziała
w samochodzie, na parkingu, pod dobrze znanym jej blokiem już druga godzinę.
Kolejny papieros został zgnieciony w popielniczce, a pełne usta, znów muśnięte
błyszczykiem. Tak bardzo bała się tego spotkania, chociaż sama nie wiedziała
dlaczego. Doskonale wiedziała, że brat ma do niej żal. Uciekła, zupełnie nie
obracając się w tył, a to przecież on zawsze był mistrzem uników i ucieczek. Bała
się, bo przecież to ona była tą małą dziewczynką, którą trzeba chronić.
Zacisnęła dłonie, a jej paznokcie delikatnie zaczęły wbijać się w skórę. Zamknęła oczy i uśmiechnęła się delikatnie.
Zastanawiała się przez chwilę, co on powiedziałby w tej sytuacji, jakich słów
by użył i w jaki sposób na nią spojrzał. Wyobraziła sobie jego ramiona, które
dałyby jej poczucie bezpieczeństwa i tą nadzieję, że razem mogą wszystko.
Wyszła
z samochodu, a ciepły wiatr rozwiał kasztanowe włosy. Pewnym krokiem ruszyła do
klatki schodowej. W myślach cieszyła
się, że zamek był popsuty i nigdy nie trzeba było otwierać drzwi kluczem, czy też używać domofonu.
Czteropiętrowy blok wydawał się być taki mały w porównaniu z ogromnym
apartamentowcem. Wchodziła po schodach zupełnie się nie śpiesząc. Wszystko
tutaj było dla niej tak znajome, że aż przerażające. Dokładnie pamiętała dzień,
w którym wraz z bratem wynajęli mieszkanie i wyprowadzili się od manipulującej nimi
matki. On zawsze o nią dbał, pracował po to, aby ona mogła spokojnie się uczyć.
Starał się robić wszystko, żeby nigdy jej niczego nie brakowało. W myślach
wiele razy wyobrażała sobie jego przepełnioną żalem i bólem twarz, gdy czytał
wiadomość, którą mu zostawiła. Odeszła od niego, na co sobie kompletnie nie
zasłużył. Spojrzała na drewniane drzwi i zapukała lekko. Cały strach znalazł
sobie wygodne miejsce w jej ciele. Zrobiło jej się duszno, a w brzuchu czuła
lekkie zawirowanie. Bała się, cholernie bała się tego, co usłyszy. Starała się
nie zapomnieć o oddychaniu, kiedy przed nią stanął wysoki chłopak. Jego czarna
grzywka opadała niesfornie na czoło, mocno kontrastując z jego bielą. Musiało
minąć parę chwil, aby odważyła się spojrzeć prosto w zielone oczy, dokładnie
takie same, jakie miała ona.
-
Sebastian.
-
Co ty tutaj robisz? – Nieprzyjemny ton głosu dotarł do jej uszu, sprawiając, że
lekko się wzdrygnęła. Nie miała pojęcia,
co mogłaby odpowiedzieć, albo jak wytłumaczyć, to, że po prawie roku nieobecności, zjawia się u progu jego mieszkania. Czuła się
tak, jakby ktoś wsadził jej pięść do gardła i za żadną cenę nie chciał jej
wyciągnąć.
-
Świetnie. Spieprzyłaś sobie stąd prawie rok temu, zostawiając pieprzoną kartkę
i miałaś wszystko w dupie. Nagle przyjeżdżasz i jeszcze nie możesz powiedzieć,
co do cholery tutaj robisz?! – Widziała, jak puszczają mu nerwy. Nigdy nie bała
się go tak, jak w tej chwili. Patrzyła jak zaciska pięści i wargi, starając się
opanować swoje emocje.
-
Mogę wejść? – Spuściła wzrok, starając się na niego nie patrzeć. Nie powiedział
nic, tylko delikatnie uchylił drzwi.
Mieszkanie
wydawało jej się bardzo małe. Już zapomniała jak to jest mieszkać w bloku, w
dwóch małych pokojach z kuchnią. Weszła do większego i usiadła na kanapie. W pomieszczeniu
panował straszny bałagan, a w powietrzu unosił się charakterystyczny
nieprzyjemny zapach, który powstawał w długo niewietrzonych czterech ścianach.
Ze zdziwieniem patrzyła na to, jak jej brat zupełnie nie przejmując się tymi
warunkami, podpala papierosa i opada na fotel. Jego wzrok wbijał się w nią jak
sztylet, zatrzymując tym samych oddech. Czekał na wyjaśnienia.
-
Nie wiem od czego zacząć... – głos jej drżał, przez co zdradzał wszystkie
emocje.
-
Może od tego, co tutaj robisz – jego głos był stanowczy, nie pokazywał żadnych
uczuć, ani radości, ani rozczarowania, tylko zwyczajna pustka.
-
Poczułam się tak samotna Sebastian, a jedyną osobą którą mam, jesteś ty. Do
kogo miałam iść?
-
Do kochasia? – Zabolało. Jego słowa wbijały się w nią niczym drzazgi, których
nie sposób szybko wyciągnąć.
-
Proszę cię, porozmawiaj ze mną, tak bardzo tego potrzebuje… - spojrzał na nią
pełnym litości wzrokiem. Nagle zobaczył swoją malutką siostrzyczkę, kruchą i
delikatną. Taką, o którą trzeba zadbać. Mimo całej goryczy, która przepełniała
jego serce, nie miał siły dłużej się na nią gniewać. Podszedł do niej i
przytulił jej wątłe ciało. Poczuł jak wszystkie mięśnie nagle się rozluźniają,
a jego koszulka robi się coraz bardziej mokra.
Nie
sposób stwierdzić jak długo rozmawiali, bo żadne z nich nie spojrzało na
zegarek. W pewnych momentach milczeli, a w jeszcze innych nie dawali sobie
dojść do słowa. Granica pękła, ich serca
na nowo otworzyły się na siebie.
-
Amelie, po co z nim jesteś? To zadaje ci więcej bólu niż radości – wiedziała,
że ma racje.
-
Kocham go, nie umiem tego wytłumaczyć, po prostu tak jest. On jest zupełnie
innym człowiekiem, jedynym problemem jest jego rodzina i uśpiony temperament,
który w każdej chwili może zostać zbudzony.
-
Odpocznij siostra, możesz tu zostać jak długo zechcesz. Jesteś jedyną rodziną
jaką mam, nie chce stracić cię ponownie.
Oparła
głowę o oparcie kanapy, a po chwili pogrążyła się w błogim, upragnionym śnie.
*
Długowłosa
blondynka zdążyła tylko otworzyć oczy, a zaraz po tym napotkała twarz
rozwścieczonego mężczyzny.
-
Nie rozumiesz co to znaczy dwie godziny, ty dziwko!
-
Dan, wyluzuj, dużo zarobiłam! – Bała się go, tak jak nigdy wcześniej.
-
Gówno mnie to obchodzi! Pieprzysz się z nim bo go kochasz! Chyba zapomniałaś
czyją jesteś własnością! – Złapał ją za ramię i rzucił na podłogę. Cała się
trzęsła, odruchowo złapała się za ramię, na którym odznaczyły się jego palce.
Nie wiedziała, co zrobić, co powiedzieć. Jak zawsze wolała milczeć, gdy ten
obrzucał ją błotem. Żadne słowa nie wydawały jej się wtedy odpowiednie, bo
przecież i tak z nim nie wygra.
-
Kasa! – Na czworakach przeszła przez pokój, aby dostać się do swojej torebki.
Wyjęła z niej 200 euro i nawet nie myśląc o swojej działce szybko mu to podała.
-
No, grzeczna dziewczynka – spojrzał się na nią wyzywająco, wyrywając z jej
drobnej dłoni pieniądze. Złapał ją za koszulę i przesunął na środek pokoju.
Rozpiął sobie spodnie po czym spojrzał z wyższością na jej ciało. Duże piersi
wyraźnie odznaczały się pod cienkim odzieniem. Koronkowe majtki zachęcały do
tego, aby je rozerwać. Włosy miała splątane, a twarz brudną od wczorajszego
makijażu. Jej usta były pełne i duże, niebieskie oczy ze strachem patrzyły
przed siebie. Jedną nogą przewrócił ją na brzuch odsłaniając kształtne pośladki.
Była piękna, mimo iż w tym momencie wyglądała jak tania dziwka. Nigdy nie mógł
pojąć, po co taka cudowna dziewczyna się u niego zjawiła. Kiedyś był zupełnie
innym człowiekiem, jednak czas go zmienił. Jego przyjaciel był alfonsem,
opowiadał jak to jest i ile można zarobić. Ze strachem, ale wszedł w to. Zawsze
był tym, którego rodzina poniewierała. Nigdy nie miał pieniędzy, zawsze był tym
najgorszym. Po trzech miesiącach poznał Rosannę. Miał ochotę zabrać ją ze sobą
i już nie wracać. Jednak wysoka, piękna blondynka i dużym biuście była dla jego
brata zbyt cenna. Swoim zachowaniem
sprawił, że zmienił się w bydlaka, którego obchodziły tylko pieniądze.
Złapał
ją mocno za włosy, świadomy tego, że zadaje jej ból. Nawet nie pisnęła. Po
dwóch latach nauczyła się już, że najlepiej nie robić nic, tylko znosić
upokorzenie. A on po raz kolejny ją wziął, bo przecież była jego własnością,
mógł ją mieć kiedy tylko chciał. Pragnął ją ukarać za to, że spędziła zbyt dużo
czasu z innym. Za każdym razem gdy się tak zachowywał wmawiał sobie jedną
rzecz.
Należy do mnie. Nic złego nie
robię, bo czy można zgwałcić prostytutkę?
Zaskoczyła mnie ta historia. Jest... zdecydowanie inna niż wszystkie, które czytam bądź czytałam. Mimo iż komuś mogłoby się wydawać, że to co tu jest napisane jest zwykłą błahostką, dla mnie jest cholernie dobrą, dopracowaną i przemyślaną historią.
OdpowiedzUsuńNawet nie jesteś w stanie wyobrazić sobie ile emocji we mnie tkwi, ile myśli przetacza mi się w głowie. Ile chciałabym Ci napisać, a jednak nie potrafię złożyć tego wszystkiego w kilka zdań. Po prostu zachwyciłaś mnie, zaintrygowałaś, rozkochałaś w tych trzech rozdział od samego początku, od pierwszego zdania. Mam nadzieję, że w dalszym ciągu będziesz to robić i nie znikniesz na tak długo.
Dziękuje Ci za to co tu znalazłam. Dobrą historię, prawdziwą, realną, smutną i przepełnioną miłością historię.
Życzę weny. Pozdrawiam.