środa, 8 sierpnia 2012

1.


Stanęła przed lustrem, mierząc swoją posturę od dołu do góry. Bała się. Nie była pewna tego, czy rzeczywiście jest przygotowana na to spotkanie. Mimo, że to miało być tylko parę chwil, tak ulotnych i zwyczajnych. Nie powinna się nimi przejmować, bo wszelkie uczucia, które będą jej towarzyszyć, znikną tak szybko jak tylko się pojawią. Naciągnęła szarą bluzkę jeszcze bardziej na czarne, obcisłe spodnie. Na szyi zawiązała białą apaszkę. Jej blada skóra mocno kontrastowała z czerwoną szminką. Czuła się pewniej, mniej delikatniej i nie tak niewinnie. Chciała pokazać mu, jak bardzo myli się, co do jej osoby. Pragnęła przekonać go do siebie, chociażby po to, aby kiedyś bez skrępowania usiąść z obojgiem przy stole i nie bać się powiedzieć żadnego słowa. Zawsze, gdy Tom zapraszał ją na obiad do swojej mamy, odmawiała, a on wyczuwał w jej głosie strach. Dzisiejsze spotkanie miało być przełomem i mimo wszystko strasznie się cieszyła, że będzie miała okazje porozmawiać z drugą połową braci Kaulitz. Narzuciła na ramiona szary żakiet i wsunęła na stopy czarne balerinki. Ostatni raz przejrzała się w ogromnym lustrze, które znajdowało się w przestronnym przedpokoju i wyszła z domu. Mieszkali z Tomem na przedostatnim piętrze, pięknego budynku. Był dosyć wysoki, a strzeżone osiedle, na którym się znajdował, pozwalało mu na spokój, którego nie mogły zakłócić żadne fanki. Pokazała portierowi swój dowód osobisty, po czym wyszła na zewnątrz. Delikatne promienie sierpniowego słońca, miło ją zaskoczyły. Od dobrego tygodnia, na dworze było szaro, mokro i nieprzyjemnie. Wyjęła z czarnej torby, duże brązowe okulary i założyła je na nos. Uśmiechała się sama do siebie, wolno krocząc ulicami Hamburga. Umówiła się z nim w przytulnej kawiarni, znajdującej się niedaleko jej miejsca zamieszkania. Nagle ogarnęło ją dziwne uczucie, którego nie potrafiła opisać w żaden sposób. Gdy mijała ostatnią przecznice dzielącą ją od wyznaczonego celu, zatrzymała się. Wciągnęła powietrze, po czym wypuściła je z głośnym świstem. Kolejny raz wahała się, tak jak zawsze. Nigdy nie potrafiła być stanowcza, co utrudniało jej wiele rzeczy. Potrafiła konkretnie wyznaczyć sobie zadanie, po czym w ostatniej chwili rezygnować z jego wykonania. Nie potrafiła zrobić nic, aby to zmienić. Jedyną rzeczą, przy której nigdy się nie zawahała, było to, że zawsze będzie z nim, że zawsze będzie go kochać, mimo wszystko.
Minęło dobre pięć minut zanim ponownie ruszyła przed siebie. Otworzyła szeroko drzwi lokalu i omiotła wzrokiem duże pomieszczenie. Już był. Zawsze punktualny i ułożony, zupełne przeciwieństwo swojego brata. Niepewnym krokiem podeszła do stolika, który zajmował i uśmiechnęła się nieśmiało, jednak usta czarnowłosego nawet nie drgnęły. Usiadła naprzeciw niego i spojrzała w ciemne oczy.  Przez chwilę przyglądała mu się badawczo. Wyglądał trochę inaczej, niż kiedy go ostatnio widziała. Jego włosy, były zupełnie nieułożone. Kości policzkowe, odznaczały się znacznie mniej niż na zdjęciach, lecz mocne rysy twarzy były nazbyt widoczne. Zmężniał, nie był już tak przeraźliwie chudy. Zdawał jej się być groźny.
- Cześć – powiedziała cicho, jakby bojąc się, że siedzący naprzeciw niej młody mężczyzna był wulkanem, który lada chwila miałby wybuchnąć.
- To zbędne… - zaczął, jednak dziewczyna mu przerwała.
- Nie Bill, nie jest zbędne. Chcę w końcu normalnie porozmawiać, wysłuchaj mnie, proszę – widział jak bardzo się boi i jak bardzo stara się zważać na swoje słowa. Mimo uroku, który roztaczała swoją osobą, nie miał zamiaru zmieniać swoich postanowień.
- Nie, to ty mnie posłuchaj. Nigdy nie będziesz dla mnie kimś innym, niż jego córką. Nie będziesz dla mnie dziewczyną mojego brata, ani tym bardziej ukochaną bratową! Nie interesuje mnie to, co chciałaś osiągnąć tą rozmową, dla mnie sprawa jest jasna.
- Ale wysłuchaj mnie. Nie chcę być dla ciebie najcudowniejszą kobietą Toma pod słońcem. Chcę tylko, żebyś mnie zaakceptował. Chociażby się postarał. Ja naprawdę go kocham i oddałabym za niego naprawdę wiele. Nie oceniaj mnie po tym, co zrobił mój ojciec. Tom o tym nie myśli, bo dostrzega we mnie wiele cudownych rzeczy.
- Wiesz dlaczego on o tym nie mówi?! Dlaczego nie czuje żadnej urazy? Bo nienawidził go tak jak nikt inny, miał mu za złe, ze nas zostawił, że musiał oglądać naszą matkę zanoszącą się płaczem. Ja go kochałem, dlatego nie wybaczę temu bydlakowi, tego co mu zrobił! – starała się być opanowana, choć z każdym jego słowem, czuła gorzkie łzy napływające do jej zielonych oczu. Nie potrafiła zareagować na obelgi, które mówił pod adresem własnego taty.
- Ja go nie znam, pamiętam tylko z czasów, gdy byłam dzieckiem. Potem się wyprowadził, a teraz siedzi w więzieniu. Nie mam z nim kontaktu.
- Nie interesuje mnie to, w twoich żyłach płynie jego krew! Jesteś taka sama jak on – powiedział i odpalił końcówkę papierosa. W myślach wyobrażała sobie, w jaki sposób będzie na nią patrzył, lecz nigdy nie przypuszczałaby, że w jego spojrzeniu ujrzy zwyczajną odrazę.
- Bill, nie znasz mnie, nic o mnie nie wiesz. Chcę, abyś mnie akceptował, tylko ze względu na twojego własnego brata. W końcu staniemy się rodziną.
W twoich snach. On się tylko bawi, mówi, że kocha, a i tak zostawi dla innej, lepszej. Nie mam pojęcia, czemu tak się na ciebie uparł. Oczarowałaś go swoją niewinnością i bezbronnością, poczuł, że ma, kim się opiekować, że jest ktoś, kto jest na tyle naiwny, aby go wykorzystywać z taką łatwościąA ty zachowujesz się jak zwykła dziwka, mieszkacie razem, dostajesz to, co tylko chcesz w zamian za zwykły seks. Nie śniłaś nigdy o takim życiu! Wykorzystujesz go tak samo, jak on wykorzystuje ciebie – słuchała jego słowotoku, starając się powstrzymać płacz. Czuła jak zaczerwieniają jej się policzki i jak drżą jej wargi. Nie chciała już słuchać, pragnęła wyjść i nigdy więcej nie musieć patrzeć w te ciemne oczy.
- I co nic nie powiesz? Prawda boli, nie? – zaśmiał się drwiąco, bezczelnie patrząc prosto w jej załzawione oczy. W pewnym momencie zrobiło mu się jej żal. Już się nie hamowała. Strumienie łez spływały po jej gładkich policzkach. Widział, że zwyczajnie ona nie potrafi ich zatrzymać. Niemal czuł na sobie, jaki ból zadał jej tymi słowami. Była tak delikatna, że miał wrażenie, że zrobiona jest z porcelany. Jej twarz była nienaturalnie blada, a czerwone usta, stały się jeszcze bardziej wyraziste. Doskonale wiedział, dlaczego to właśnie ona jest wybranką serca jego brata i co mu się w niej tak bardzo podoba…
- Nie Bill, nie boli. Jesteś podły. To nie ja chciałam z nim mieszkać, o nic nigdy go nie prosiłam, nigdy się nie sprzedałam! Nic o mnie nie wiesz! Jesteś zadufanym w sobie facetem, który zazdrości bratu miłości! Bo to TY miałeś być pierwszy, to TY miałeś wierzyć w miłość, nie on!
- Ja w przeciwieństwie do niego…
- Nie kończ. Żałuję, że kiedykolwiek cię poznałam. Myślałam, że jesteś w stanie ze mną porozmawiać normalnie, jednak myliłam się. Jest mi przykro, wiesz? Zwyczajnie przykro – Powiedziała szybko i przetarła łzy z policzków, po czym wstała energicznie i zabierając swoją torbę z oparcia wygodnego krzesła, wyszła z lokalu.
Przez chwilę nie dochodziło do niego to, że dziewczyna właśnie go opuściła. Zakuło go gdzieś w środku, uraziła jego męską dumę. To on powinien wstać i wyjść. Potraktowała go rzeczowo. Widział w niej ambicje, jej osoba budziła w nim zaufanie. Jednak nie potrafił przyznać się do błędu, przy czym trwał w nienawiści, raniąc nie tylko ją, ale i własnego brata. Dopił swoją kawę, po czym wyszedł na powietrze. Znowu podpalił białą rurkę i wypuścił po chwili, gęsty szary dym. Uśmiechnął się sam do siebie i wsiadł do drogiego auta. Ruszył z piskiem opon, nie przejmując się spojrzeniami ludzi w koło. Jechał zdecydowanie i szybko, jednak nie na tyle, aby nie zauważyć drobnej dziewczyny, której kasztanowe włosy luźno opadały na ramiona. Prychnął pogardliwie i szybko odwrócił wzrok.
Bill Kaulitz nigdy nie ustępuje.

*

Pogoda za oknem zdawała się jeszcze bardziej słoneczna, niż gdy wychodził z domu przedpołudniem. Już o dwunastej był pod drzwiami Georga. Nie zważał na mijający czas. Oglądali jakiś film, pili piwo i jedli wszystko, co podeszło im pod rękę. lubił takie dni, gdy beztrosko siedział na kanapie i gadał ze starym, dobrym kumplem, który wydawał się być jedyną osobą, która nie dość, że go rozumiała,to jeszcze się nim przejmowała. Przy nim bez żadnego zażenowania mógł opowiadać o sobie i o Amelie. Nie bał się, że za chwilę usłyszy masę obelg pod jej adresem. Georg nawet ją lubił. Dosyć często do nich przychodził, jednak ona była na tyle nieśmiała, że zawsze zostawiała ich samych. Mimo wszystko była dla niego strasznie uprzejma i sympatyczna. Uśmiechała się delikatnie i zawsze pytała, co u niego słychać. Z jednej strony zupełnie nie dziwił się swojemu przyjacielowi, że wybrał właśnie ją, lecz z drugiej był zaskoczony. Fakt, była bardzo ładna, ale zupełnie różniła się od poprzednich jego dziewczyn. Z zamyślenia wyrwał go sam Tom, który ze śmiechu popluł się włożonym przed momentem do swoich ust popcornem.
- Stary! Widziałeś to?! Tak na nią leciał, a tu figa!
- W sumie, niezła dupa.
- Nooo, taką to bym… - czarnowłosy chciał użyć bardzo nieprzyzwoitego słowa,jednak przerwał mu dzwoniący telefon. Perełka.
- Taaak, to idź i rżnij – zaśmiał się brunet, nie kryjąc swojego rozbawienia.
- Halo?
- Tom? O której będziesz?
- Nie wiem kochanie.
- A gdzie jesteś?
- No a gdzie mogę być? – nie lubił odpowiadać na to pytanie, bo uważał je za zbyt wścibskie. Jakby chciał powiedzieć, to by zrobił to sam.
- Pijesz? – jej cichy głos, nagle zmienił swoją barwę. Doskonale wiedziała, że pojechał samochodem.
- Nie – powiedział twardo, ani na chwilę się nie wahając. Kłamał, po to, aby się nie pokłócić. Był pewien, że uwierzy. Nie lubiła gdy wracał podpity. Przypuszczał, że nie zniosłaby tego, że będzie prowadził po alkoholu.
- A o której będziesz?
- Nie wiem. Słuchaj muszę kończyć, odezwę się potem. Kocham Cię, pa – szybko się rozłączył i zupełnie niczym się nie przejmując, dołączył do Georga, aby zobaczyć końcówkę filmu. Czas leciał mu nieubłaganie szybko, tak, że nie zdawał sobie sprawy ile go już minęło i jak bardzo jest już późno. Czuł w kieszeni wibracje telefonu, jednak nie odbierał. Miał prawo, choć raz się niczym nie przejmować. Kolejna puszka po piwie wylądowała w obszernym worku, znajdującym się przy fotelach, na których siedzieli.
- Tom, weź taksówkę, dużo wypiliśmy – ten spojrzał na niego i lekko skinął głową. Długowłosy przyglądał się jak jego przyjaciel wstaje z fotela lekko się chwiejąc. Skorzystał z telefonu, który był w mieszkaniu, po czym zaczął się niezdarnie ubierać. Nie był do końca świadomy swojego stanu. Spojrzał na duży zegarek, znajdujący się na jego nadgarstku. Z przerażeniem zdał sobie sprawę z tego, że dochodziła 1 w nocy.
-Nie będzie zła? – usłyszał głos przyjaciela, ale musiał chwilę zastanowić się nad sensem zadanego mu pytania.
-Nie – uciął krótko – taksówka pewnie już jest na dole, na razie. Podał mu rękę i zniknął za drzwiami.

Słyszała odgłos zatrzymującej się windy, w duchu prosiła, żeby to już był on, żeby nic mu nie było. Nie miała pojęcia ile razy próbowała się do niego dodzwonić, ani ile łez już wylała. Nienawidziła kiedy tak robił. Wychodził, nie mówiąc gdzie, po czym nie odbierał telefonu i wracał późno. Przez chwilę straciła kontakt z rzeczywistością, lecz do jej uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi. Kamień spadł jej z serca. Wstała cicho z kanapy i wolnym krokiem zmierzyła do przedpokoju. Zobaczyła jego zgarbioną sylwetkę, jej ciało ogarnęła fala nieopisanej złości. Zupełnie nie wiedziała jak ma zareagować, czy ma się cieszyć, że nic mu nie jest, czy krzyczeć, że nie dzwonił, nie pisał, nie wracał, podczas gdy ona czekała. Siedziała na wygodnej sofie i chciała, żeby ją przytulił, pocałował, aby po prostu był.
Kolejny raz zrozumiała różnicę pomiędzy chcieć, a mieć.
Wychyliła się nieco bardziej za futrynę, bojąc się coraz bardziej. Spojrzał na nią mętnym, czekoladowym wzrokiem, po czym powiesił bluzę na wieszaku. Na usta cisnęło jej się tysiące słów, jednak miała wrażenie, że język ugrzązł jej w gardle.
- Miałeś nie pić.
- Ale piłem – odpowiedział niewyraźnie i wyminął ją bez żadnego gestu. Poszła za nim, zupełnie nie przejmując się jego lekceważącym zachowaniem. Widziała jak zrzuca ciuchy gdzie popadnie i w samych bokserkach wchodzi do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Oparła się o nie plecami i delikatnie zsunęła się  na ziemię.  
Ciepłe strumienie wody spływały po jego ciele, dając mu pewnego rodzaju ukojenie. Sam już nie wiedział, czy nogi uginały mu się pod wpływem alkoholu, czy zielonego spojrzenia. Nie miał pojęcia ile czasu minęło i jak długo stał w kabinie. Doszła do niego myśl, że musi do niej pójść i ją przeprosić, chociaż  tak bardzo nie lubił przyznawać się do winy. Procenty wciąż szumiały mu w głowie, jednak był świadomy swoich czynów. Wytarł nagie ciało puszystym, białym ręcznikiem i niepewnym krokiem wyszedł za drzwi. Wszędzie było zupełnie ciemno, nie czekała na niego ani przed drzwiami łazienki, ani w salonie. Spojrzał wgłąb przestronnej kuchni, jednak tam także jej nie było. Przez chwilę ogarnął go strach. Bał się, że zdenerwowana wyszła z mieszkania, nie mówiąc mu o tym, dokładnie tak samo, jak on to robił. Potrząsnął z niedowierzaniem głową i zapalił papierosa. Wciągnął szary dym do płuc, starając się uspokoić. Na jego nagim torsie pojawiła się gęsia skórka. Przeszedł salon wzdłuż dwa razy i wrzucił niedopałek do dużej popielniczki. Otworzył drzwi od sypialni, zupełnie nie myśląc o tym, co może tam zastać. Drobna dziewczyna leżała na dużym łóżku.Odwrócona była do niego plecami, tak, że nie widział jej twarzy. Podszedł powoli i położył się tuż obok niej. Jedną ręką podparł swoją głowę, a drugą delikatnie położył na jej brzuchu, lekko ją do siebie przyciągając. Przyłożył usta do jej szyi i musnął ją delikatnie.
- Przepraszam – cichy szept doszedł do jej uszu. Czuła jego ciepło i nagle poczuła się tak strasznie błogo. Nie miała do niego żalu, mimo tego, że taka sytuacja zdarzyła się już nie pierwszy raz. Za wszelką cenę chciała pokazać, że ona też potrafi być stanowcza.
- I co, będziesz mnie tak przepraszał, co tydzień, albo może, co dwa dni?- zapytała poważnym tonem. Westchnął głośno, bo zupełnie nie wiedział, co odpowiedzieć. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego zachowanie powtórzyło się po raz kolejny. Nie potrafił zliczyć, ile razy zostawił ją samą i poszedł bawić się w najlepsze, podczas gdy ona martwiła się i płakała.
- Ami…Przepraszam.
- Tylko na to cię stać? W kółko mnie przepraszasz, po cholerę ze mną jesteś, skoro masz dużo lepsze rzeczy do roboty?! – uniosła ton i odwróciła się tak, że ich tęczówki się spotkały.
- Nikt ci nie kazał czekać, mogłaś sobie gdzieś pójść – stwierdził zupełnie spokojnie, chcąc uniknąć kłótni. Jednak w głębi siebie miał ochotę na nią nakrzyczeć. Przecież nie musi siedzieć z nią dwadzieścia cztery godziny na dobę. Był pewien, że gdyby puściły mu nerwy, powiedziałby o wiele za dużo. Mimo to, doskonale wiedział, jakich by użył słów, oraz jakimi ona by mu odpowiedziała.
-  Powiedziałeś, że nie będziesz siedział długo. Daj spokój Tom, dobrze wiesz, że nie umiem się bawić, kiedy nie wiem, co się z tobą dzieje. Zupełnie o mnie nie myślisz - mówiła cicho. Tak bardzo chciała być na niego zła, jednak kolejny raz zrozumiała, że nie ma sensu. Bo to ona potem poczuję się winna za kolejną kłótnię. Znowu pokazywała mu swoją słabość. Już dawno straciła kontrolę nad swoimi czynami, czuła się całkowicie zależna od miłości.
- Myślę – nachylił się nad nią i spojrzał prosto w jej zielone oczy. Zaczął całować ją po każdym kawałku twarzy. Tulił ją do siebie, chcąc z powrotem dać jej to bezpieczeństwo, które wcześniej jej odebrał. Widział, jak powoli oddawała mu się, a cała złość odchodziła w niepamięć.

Tak jak zawsze.  

Jej oczy wyrażały bezgraniczną miłość i coś, czego nie był w stanie zdefiniować. Kochała go.  Doskonale wiedział, że była pewna jego uczucia. Jednak mimo wszystko bał się tego, że w końcu zwątpi, że nie podoła przeciwnościom, które los postawi im na drodze. Każdego ranka budził się z niepewnością, czy wytrzyma kolejny dzień. Było wiele ludzi, którzy za wszelką cenę chcieli zniszczyć tą miłość. Był pewien, że nie jest na tyle silna, aby do końca życia znosić upokorzenia, ze strony tych, którzy powinni ją akceptować. Przytulał ją coraz mocniej, starając się ukołysać ją do snu. Pragnął po raz kolejny, z nią u boku, wejść do tej krainy, w której wszystko było możliwe. Nie było tam trosk i zmartwień, a życie wydawało się spokojne i błogie.

Gdybyś kiedyś we śnie poczuła, że moje oczy nie patrzą już na ciebie z miłością, wiedz, że przestałem żyć, perełko.

Oboje, ukołysani swoimi ramionami, słuchając tylko swoich oddechów, odeszli w miejsce, gdzie nie liczyło się nic, oprócz nich samych.

*

Był sam w swoim dużym mieszkaniu, jednak nie wydawało mu się to czymś dziwnym. Jak, co wieczór odpalił papierosa i nalał do szklanki sporo koniaku. Usiadł na dużym fotelu i spojrzał za okno. Niebo zachwycało swoim granatem, a gwiazdy świeciły wyraźnie, po raz pierwszy od bardzo długiego czasu. Czarnowłosy nie był w stanie powiedzieć, ile tygodni przesiedział tu z alkoholem w dłoni. Codziennie rozumiał coraz więcej rzeczy, chociażby któregoś razu, zrozumiał rozmowę ze swoim bratem, tą która miała miejsce rok temu. Doskonale wiedział, że to on miał, jako pierwszy zaznać prawdziwej miłości. Jednak stało się inaczej i mimo tego, że tak bardzo próbował zmienić te wszystkie zdarzenia, nie udało mu się. Jego własny bliźniak był zakochany. Każdej nocy wracał do łóżka jednej kobiety, dbał o nią i ją szanował, podczas gdy on nie miał z kim porozmawiać. W każdej chwili mógł wrócić do matki, która w stu procentach podzielała jego zdanie i nie mogła pogodzić się z faktem, że jej straszy o dziesięć minut syn, układa sobie życie z nieodpowiednią osobą. Sam nie wiedział, czy chodziło mu o to, czy tylko o zazdrość. Chyba sam przed sobą nie potrafił się przyznać, że był samotny, że brakowało mu brata, że jakaś dziewczyna ich podzieliła, a on zbyt dumny, żeby po prostu to zaakceptować.

Cała czwórka siedziała w jednym pomieszczeniu tourbusa. Po raz kolejny wyjeżdżali w trasę, zostawiając wszystko. Atmosfera była nadzwyczaj wesoła, a dobry humor stanowczo dopisywał każdemu.
- Chłopaki, muszę wam coś powiedzieć – powiedział dredowłosy i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- No mów.
- Znalazłem kogoś – oczy błyszczały mu, a wyraz twarzy wszystkich w pomieszczeniu pozostał w całkowitym bezruchu.
- Na dzisiejszą noc? Ale wiesz, że do tourbusa nie ma przyprowadzania panienek? – powiedział Georg, siląc się na poważny ton głosu.
- Nie, nie na jedną noc. Zakochałem się – powiedział to bardzo poważnie, przy czym wyraz twarzy Billa zmienił się diametralnie. Coś zabolało, coś ukuło. To nie tak miało być.

Nigdy nie starał się poznać tej dziewczyny, od samego początku po prostu mu do Toma nie pasowała. Otwarcie mówił, że za nią nie przepada, zachowując się przy tym jak małe dziecko. Jego złość nabrała zupełnie innego znaczenia w dniu, kiedy obaj siedzieli u swojej matki w Loitsche i usłyszał kłótnię między swoim bliźniakiem, a nią. Dowiedział się wtedy, kim był ojciec Amelie i obiecał sobie, że nigdy nie uzna jej za odpowiednią osobę dla swojego brata.
Gdyby nie to, pewnie teraz byłby szczęśliwy i nie spędzałby każdego wieczoru sam, zapijając swoje smutki alkoholem. Wstał z fotela i podszedł do małej szafki, wysunął szufladę, po czym wyjął z niej mały woreczek. W skupieniu wysypał część jego zawartości na blat stołu, tworząc dróżkę, którą nazywał swoją własną drogą do raju. Z małej karteczki zrobił rulonik, po czym pochylił się i przybliżając nos do białego proszku, wciągnął dokładnie wszystko. Otępiały usiadł na podłodze i patrzył się w jeden punkt, który powoli zaczął spadać. I w tym momencie zrobiło mu się błogo. 
Zrozumiał,że jego świecący punkt spadł i był po prostu upadłą gwiazdąZwykłą marionetką bez uczuć.