Zapraszam.
2.
Sierpień 2015
Promienie
czerwcowego słońca wpadły do dużego pokoju. Młoda dziewczyna przekręciła się na
drugi bok, po czym wolno otworzyła oczy, które od razu napotkały beztroską, pogrążoną w głębokim
śnie twarz czarnowłosego chłopaka. Uniosła swoje drobne ciało na łokciu i
delikatnie, pełnymi wargami musnęła jego czoło, po czym bezszelestnie wstała z
łóżka. Przeszła po cichu do kuchni i spojrzała na zegarek, który wskazywał
równo 6.25. Nalała do szklanki pomarańczowego soku i wypiła jednym duszkiem, a mimo
to nadal czuła nieprzyjemną suchość w ustach. Wolnym krokiem poszła do łazienki
i spojrzała w ogromne lustro. Na gładkiej tafli szkła była młoda, drobna
dziewczyna. Jej kasztanowe włosy okalały twarz, sięgając za ramiona. Pełne,
blado różowe wargi były spierzchnięte, a zielone oczy otoczone, jeszcze
widoczną opuchlizną. Na jasnych, gładkich policzkach widniały gdzie niegdzie
czerwone zabarwienia. Odkręciła kurek z zimną wodą, po czym szybko opłukała
twarz, aby choć trochę pozbyć się pozostałości po nocnym płaczu. Osuszyła twarz
puchowym ręcznikiem, okryła swoje ciało satynowym szlafrokiem i wyszła z
pomieszczenia. Przeszła przez salon, zatrzymując się przy rozrzuconych na sofie
ciuchach Toma. Wzięła do rąk, szerokie jeansy, po to, aby z ich kieszeni wyjąć
paczkę papierosów i zapalniczkę. Gdy
otworzyła drzwi od balkonu, przyjemnie powitało ją słońce, podpaliła papierosa
i oparła się o barierkę.
Marzec 2014 rok.
Ciemne, burzowe
chmury wisiały nad miastem. Padający bezustannie deszcz psuł humory wszystkich
mieszkańców Hamburga, a zwłaszcza jej. Była na miejscu stosunkowo przed czasem.
Po czarnym długim płaszczu, spływały obfite krople. Ścisnęła pasek odzienia jeszcze
mocniej, mając nadzieję, że będzie jej trochę cieplej. Spojrzała z
niecierpliwością na zegarek, 30 min do rozprawy. Zrezygnowana weszła do
ogromnego budynku. Pomieszczenia były wyłożone jasnymi panelami, po których
stukot jej wysokich, czarnych szpilek rozchodził się niesamowicie głośno. Była
zła za dobór tych butów. Nie chciała zwracać na siebie uwagi, a właśnie to
zrobiła. Trzy pary oczu spojrzały na nią z ciekawością. To właśnie wtedy
zobaczyła go po raz pierwszy. Siedział na jednym z krzeseł, sprawiając wrażenie
znudzonego. Zachowywał się tak jakby, co najmniej był zmuszony do przyjścia
tutaj, w przeciwieństwie do drugiego chłopaka i kobiety. Minęło parę sekund
zanim zorientowała się, kim jest ta rodzina. Poczuła ogromny ból, a przede
wszystkim wstyd. Odwróciła się szybko, tak aby dłużej nie narażać się na
kontakt wzrokowy. Po chwili do środka
weszła niska, drobna kobieta w towarzystwie wysokiego, młodego mężczyzny. Czarne
włosy mieniły się od kropel deszczu, a jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Podeszła
do dziewczyny nie mówiąc zupełnie nic. Dopiero z bliska widać było, jak bardzo
jej twarz jest zmęczona. Zmarszczki w koło oczu były coraz bardziej widoczne, a
czerwone usta układały się w cienką, prostą linię. Po chwili podszedł do niej i
chłopak, który delikatnie ją przytulił. Była wdzięczna losowi, że jej brat
także przyjechał. Cisza w pomieszczeniu przeszywała wszystkich zebranych.
Dopiero po 10 minutach drzwi do Sali sądowej otworzyły się.
Apelacja od
wyroku w sprawie karnej przeciwko Dariusowi Dietz.
Widział jak
bardzo zdenerwowana jest ta młoda dziewczyna. Miał wrażenie, że gdyby nie chęć
zachowania kamiennej twarzy, wybuchła by tutaj płaczem. Przez chwile nawet jej
współczuł, chciał podejść i powiedzieć ‘ Nie musisz się obwiniać’. Było mu jej
okropnie żal.
Świadek Amelie
Dietz.
- Czy przychyla
się Pani do wniosku pańskiego ojca?
- Uważam, iż nie
mam w tej sprawie nic do powiedzenia. Jest on dla mnie obcym człowiekiem,
znałam go tylko przez pierwsze lata mojego życia.
- Proszę
udzielić sądowi odpowiedzi na zadane pytanie.
- Tak,
przychylam się do tego wniosku.
Tego się nie
spodziewał.
Widział jak
wybiega z budynku. Deszcz ciągle nie przestawał padać. Jej czarny płaszcz
rozwiewał wiatr, a włosy przyklejały się do twarzy. Powiedział matce i bratu,
że musi ochłonąć, co było totalnym kłamstwem. Zauważył, że rodzicielka
dziewczyny, odjechała samochodem, zupełnie nie przejmując się swoją córką.
Pobiegł za nią.
- Amelie! – jego
głos zadziałał na nią jak magnes. Wręcz kazał jej się zatrzymać.
- Czego chcesz?
Chcesz powiedzieć, jaką jestem suką, tylko dlatego, że podjęłam taką decyzję? A
może chcesz wiedzieć, dlaczego?
- Nie chcę
wiedzieć dlaczego.
- To po co… -
nie zdążyła powiedzieć tego, co chciała gdyż niski głos natychmiast jej
przerwał.
- Sam nie wiem.
Może masz ochotę na kawę?
Ciemnowłosy
chłopak, przyglądał się tej sytuacji z uśmiechem na ustach.
Dokładnie
pamiętała, co sobie pomyślała przyjmując zaproszenie. Była pewna, że chce po
prostu iść z nią do łóżka, odreagować napięcie spowodowane wydarzeniami dnia.
Jednak z każdym kolejnym spotkaniem stawał się jej coraz bliższy. Nie chodziło
tylko o kontakty fizyczne. Czuła, że stopniowo się od siebie uzależniali.
Zbliżali się do siebie przede wszystkim psychicznie, stopniowo budując relację,
której żadne z nich nie potrafiło zrozumieć. Codziennie zastanawiała się czy
aby na pewno dokonała dobrych wyborów.
Bała się tego, co może nadejść, bała się tras zespołu, koncertów w
przeróżnych miastach świata. Przede wszystkim bała się powrotu starego Toma.
Bo mówią, że tacy jak on, nigdy się nie zmieniają.
Drzwi
od balkonu otworzyły się, a ona poczuła na swojej tali lekki uścisk.
-
Czemu nie śpisz? – pełne usta chłopaka zetknęły się z jej szyją, powodując
przyjemne uczucie ciepła.
-
Nie mogłam spać, która godzina?
- Ósma –
nie przypuszczała, że będzie stać na balkonie, aż półtorej godziny. Miała
ochotę znów
zatopić się w myślach, ale niestety zostały one przerwane przez nieustannie
dzwoniący telefon czarnowłosego, który zniknął w salonie. Weszła do środka,
uważnie przyglądając się chłopakowi. Jego wyraz twarzy zmienił się
diametralnie. Widziała, że coś się stało, że humor od razu mu się popsuł, ale
bała się pytać.
-
Kochanie… - czekoladowe spojrzenie wcale nie mówiło nic dobrego. Zdawało się
jej, jakby ta chwila trwała wieczność. Nienawidziła takich sytuacji.
-
Dzwonił David. Muszę jechać do studia…
-
Po co? Mieliście mieć teraz wolne. Tom nie mów mi tylko, że… - nie zdążyła
dokończyć zdania, gdyż niski głos szybko ją uprzedził.
-
Wyjeżdżam – obserwował jak jej mina nagle się zmienia, jak oczy zmieniają się w
małe szparki, a policzki dostają koloru coraz mocniejszego różu – przepraszam,
że ci wcześniej nie powiedziałem. Musimy wyjechać do stanów jutro wieczorem.
Trasa rozpoczyna się za półtora tygodnia, ale David właśnie powiedział, że
musimy załatwić parę rzeczy wcześniej.
-
Do jasnej cholery Tom! Dlaczego mówisz mi o tym tak spokojnie! Kiedy
zamierzałeś mi powiedzieć o tej pieprzonej trasie?! Godzinę przed odlotem?! –
była zła, wręcz wściekła. Od momentu przebudzenia miała dziwne przeczucie, że
nie do końca wszystko będzie w porządku. Miała ochotę rozpłakać się, tupnąć
nogą i niczym małe dziecko wymusić na nim zostanie. Jednak wiedziała, że nie
może, ponieważ nie ma takiego prawa.
-
Amelie… - starał się przyjąć jak najbardziej czuły ton. Doskonale wiedział,
jaka będzie jej reakcja na trasę, szczególnie iż ta zapowiadała się być
naprawdę długa. To właśnie dlatego
odkładał decyzję oznajmienia jej o wyjeździe, ponieważ zwyczajnie się bał – czy
my musimy rozstrzygać to w taki sposób?
-
Daj spokój, nie chcę nawet wiedzieć, od kiedy wiedziałeś o tej trasie. Gdybyś
powiedział mi w momencie, w którym sam się o tym dowiedziałeś, wszystko
wyglądałoby zupełnie inaczej.
-
Super – powiedział pod nosem i wyszedł do łazienki. Nie chciało mu się słuchać
jej godzinnego wywodu. Nie miał ochoty na reprymendę. Wziął szybki prysznic, po
czym ubrał się i nie mówiąc ani słowa wyszedł. Powiew letniego wiatru dodatkowo
go rozbudził. Wsiadł do swojego Cadillaca i już po 15 minutach był na miejscu. Gdy tylko wszedł do pomieszczenia czuć było
koncertową atmosferę. Jednak ta znacznie różniła się od tej, która panowała tu
pięć lat temu.
Czwórka młodych
chłopców siedziała na wygodnych fotelach. Wszyscy byli uśmiechnięci i
rozproszeni. Ich emocje sięgały zenitu, bowiem już za dwa dni mieli wyruszyć w
swoją pierwszą trasę koncertową. Każdy z nich nie mógł się już doczekać.
- David! Jeźdźmy
już dziś! Zwiedźmy miasto, zapoznajmy się z halą! – czarnowłosy wokalista
prosił swojego menagera, a jego oczy błyszczały mu z podekscytowania.
- Uważam, że to
bardzo dobry pomysł! – zawtórował mu brat, po czym przybili sobie piątkę.
- Ja także
jestem za! – powiedział basista, po czym potrząsnął zabawnie swoimi dłuższymi,
lekko kręconymi włosami.
- I ja również –
z uśmiechem na twarzy oznajmił swoje zdanie niski blondyn.
- No to w takim
razie nie mam tu nic do powiedzenia – David Jost zaśmiał się szczerze, ogromnie
cieszył się, że trafił na tak zgranych podopiecznych.
- Jeeest! –
krzyknął czarnowłosy i wyszedł na środek pomieszczenia, wyciągając przed siebie
rękę. Cała reszta poszła w jego ślady.
Cztery dłonie ułożyły się jedna na drugą, po czym wybiły się do góry.
- Wir sind Tokio Hotel! – głosy chłopców
głośno rozbrzmiały w budynku.
-
Jak zwykle ostatni – średniego wieku mężczyzna podał gitarzyście rękę na
przywitanie.
-
Wybacz, miałem w domu małą sprzeczkę.
-
Oho, czyżbyś dopiero teraz powiedział jej o wyjeździe? – Georg zapytał z głębi
pokoju, po czym również przywitał się z czarnowłosym
-
Jakbyś zgadł – powiedział spokojnie, tak, aby nie dało się po nim poznać, że
jest tym przejęty.
-
Nie możesz po prostu zabrać jej ze sobą? – Chwile zastanawiał się nad pytaniem
basisty. Zupełnie nie myślał o takim rozwiązaniu. W momencie, gdy na jego
twarzy zaczął pojawiać się uśmiech, stanął przed nim jego własny brat.
-
Chyba sobie żartujesz. Jeśli ona pojedzie, to ja nie jadę. – powiedział kpiącym
głosem, do którego wdarła się nutka obrzydzenia. Mówił o niej tak, jakby była
dla niego najgorszą rzeczą na świecie. Wszyscy w pokoju spojrzeli się na braci,
czekając aż wszystko przerodzi się w kłótnie. Każde ich spotkanie tym właśnie
się kończyło. Cała reszta zespołu, zupełnie nie rozumiała tego, co stało się z
bliźniakami. Ich wszystkie rozmowy przepełnione były goryczą, a spojrzenia nienawiścią.
Mimo, iż każdy z nich doskonale wiedział, kim była wybranka Toma, w zupełności
ją akceptował. Nie wchodziła ona w życie zespołu, nigdy nie manipulowała
chłopakiem, tak jak to potrafiły robić inne dziewczyny. Była całkowicie
normalna, można by powiedzieć, że zbyt normalna dla gitarzysty.
-
Spieprzaj Bill – jego wyważony ton głos zdziwił wszystkich. Posłał wokaliście
ironiczny uśmiech i odszedł w stronę instrumentów.
Dwoje
trzynastoletnich chłopców siedziało na wzgórzu, obserwując swojego bawiącego się
psa.
Obydwaj
uśmiechnięci, przepełnieni miłością do życia, potrafiący cieszyć się z każdego
drobiazgu.
- Tom, my zawsze
będziemy razem?
- Na zawsze –
zaśmiał się wesoło.
- Razem pokonamy
wszystkie przeciwności, przemierzymy świat i będziemy robić muzykę. Zawsze
razem, nigdy osobno.
- Nigdy.
Miał
ochotę wyjść z budynku i nigdy tu nie wrócić. Nie miał zamiaru ustępować, ani
akceptować tej dziewczyny. W końcu to ona ich poróżniła, a on powinien go
zrozumieć. Jednak to działało zupełnie inaczej. Zdawał sobie sprawę z tego, że
jego brat naprawdę się zakochał.
Es macht mich fertig.
Es ist
gegen meinen Willen.Es ist gegen jeden Sinn.
Ich hasse sie dafür
Es ist gegen meinen Willen.
Es ist gegen meinen Willen.
Po
pewnym czasie atmosfera nieco się przerzedziła. David omawiał wszystkie
szczegóły wyjazdu, mówił o wszystkich koncertach, wywiadach i sesjach, które na
nich czekają. Nie pytał ich o zdanie, bo wszystko było takie oczywiste.
-
Samolot mamy jutro o 8 rano. Punkt 6 macie być na lotnisku, żadnych spóźnień. Wszystko
jasne?Cała
czwórka tylko przytaknęła. Nie mieli zamiaru rozwodzić się nad tym wszystkim.
Musieli po prostu odbębnić kolejną trasę i zarobić kolejne pieniądze, chociaż
dotychczasowych mieli pod dostatkiem.
-
Planujemy w między czasie wpaść do Niemiec? – pytanie Toma brzmiało bardzo
oznajmująco.
-
W między czasie 5 dni wolnego, jeśli będziesz chciał przylecieć, nie będę stał
Ci na drodze – Menager uśmiechnął się delikatnie. Z gitarzystą miał najlepszy
kontakt z całej tej czwórki. Myśleli oni bardzo podobnie i nadawali na tych
samych falach.
-
W porządku. To wszystko?
-
Tak, możecie już jechać. Pamiętajcie punkt 6 na lotnisku! – krzyknął za
wychodzącą czwórką.
Tom
szedł jako pierwszy. Był spokojny, gdyż wiedział, że nie może sobie pozwolić na
jakikolwiek wybuch emocji przed Amelie. To miał być ich wieczór i chciał, aby
był jednym z najpiękniejszych w ich życiu.
-
Na razie - powiedział, po czym wsiadł szybko do samochodu,
Patrzył
jak czarny Cadillac jego brata oddala się coraz szybciej. Był zły, a może było
mu przykro. Sam już do końca nie wiedział.
Miał przeczucie, że ta trasa wszystko zmieni, chociaż kompletnie nie
potrafił wytłumaczyć, dlaczego.
-
Mam nadzieję – powiedział sam do siebie, zupełnie zapominając o reszcie
zespołu, która stała tuż koło niego. Cała ich uwaga skupiała się teraz na
czarnowłosym.
-
Na co? – zapytał Georg, patrząc na niego dziwnie.
-
Na nic – powiedział wymijająco nie chcąc drążyć tego tematu.
-
Bill, odpuść. Gdyby mieli się rozstać, już dawno by to zrobili. On ją kocha –
ostatnie słowa basisty dźwięczały mu w uszach. Czy naprawdę nie był w stanie
dopuścić do siebie tej myśli? A może już dawno zdał sobie z tego sprawę. To go
bolało. Bill Kaulitz, bożyszcz miliona nastolatek na świecie czuł się samotny.
-
Mało mnie to interesuje. Zresztą, znając Toma, to nie wytrzyma on tyle czasu
bez dziewczyny. Więc niebyłym taki pewien, czy przetrwają tą trasę – powiedział
pewnie i stanowczo, tak, że jego słowa ciągle odbijały się echem w uszach
reszty. Zarówno Gustav, jak i Georg nie mieli nic przeciwko temu związkowi.
Wręcz przeciwnie, nowa odsłona ich przyjaciela, podobała im się.
-
Nie wiem, czy zamierzacie tu tak stać, ale ja jadę. Do jutra.
Wszedł
do mieszkania, spodziewając się wszystkiego, ale nie ciemności i przeszywającej
ciszy. Przeraziło go to. Wszystkie zasłony w oknach były opuszczone, nie
pozwalając promieniom słonecznym oświetlić mieszkania. Jednak już z daleka
dostrzegł uchylone drzwi i drobną sylwetkę, opierającą się o barierkę balkonu.
Zdjął buty i odwiesił bluzę na wieszak, po czym skierował się w jej stronę.
Kasztanowe włosy związane były w koński ogon, ukazując długą, gładką szyję.
Obcisła, biała koszulka uwydatniała wcięcie w jej tali. Krótkie, beżowe
spodenki, opinały jej zgrabne pośladki i odkrywały nogi. Mimo zwykłego ubioru,
wyglądała bardzo seksownie. Zdenerwował się sam na siebie, za to, że w takiej
chwili myśli tylko o jednym. Potrząsnął głową i ruszył w stronę balkonu. Oparł
swoje duże dłonie na biodrach dziewczyny, a brodę ułożył na jej ramieniu,
uprzednio muskając ustami delikatnie skórę szyi.
-
Kocham cię Amelie – jego stanowczy głos, przerwał głuchą ciszę.
-
Kiedy wyjeżdżasz? – starała się nie ujawniać żadnych emocji, ani tego jak
bardzo boli ją ta sytuacja. Doskonale wiedziała, że musi być silna, oraz, że
nie mogła mu pokazać tego, że jej życie zaczynało być mu całkowicie
podporządkowane.
-
Jutro o 6 mam być na lotnisku – powiedział cicho, starając się przybrać jak najbardziej
czuły ton.
-
Na ile? – przerażała go jej suchość i obojętność. Dawno nie widział jej w
takiej odsłonie. Rzadko stawiała się mu, pokazując mu, że jednak nie ma nad nią
przewagi emocjonalnej. Robiła tak tylko wtedy, kiedy doskonale wiedziała, że on
nie zostawi jej samej i nie wyjdzie, trzaskając przy tym drzwiami. Dziś nie
mógł tak zrobić.
-
Półtora miesiąca. Mniej więcej w połowie przyjadę na parę dni – nie
odpowiedziała mu. Milczała jak zaklęta, pochłonięta w swoich myślach. Resztkami
sił starała się nie wybuchnąć, co było dla niej ogromnie trudne.
-
Amelie, chciałbym dzisiaj zabrać cię na kolację.
-
To było pytanie, czy oznajmienie? – próbowała zdobyć się na ironię, pokazać mu,
że tak łatwo nie będzie dobrze. Jednym ruchem obrócił ją stanowczo, tak, że
teraz patrzył prosto w zielone tęczówki. Nie zdążyła powiedzieć niczego, gdyż
pełne wargi przycisnęły się do jej ust, całując zachłannie. Nienawidziła, kiedy
w taki sposób pokazywał jej swoją władzę. Wiedziała, że nie miał na myśli
zdominowania jej, jednak mimo wszystko tak właśnie to odbierała. Barierka,
coraz mocniej wbijała się w jej plecy, a jego ciało przyciskało ją do siebie
coraz mocniej. Zdawała sobie sprawę z tego, że jeśli zaraz czegoś nie zrobi, to
wylądują w łóżku. Nie chciała tego, nie teraz. Jej drobne dłonie wkradły się
pod jego koszulkę, kreśląc palcami fantazyjne wzory na umięśnionym brzuchu. Po
chwili wsunęła je za materiał jego bokserek. Widziała, że powoli zatracał się w
tym, do czego dążyła. Wykorzystując sytuację wymsknęła się z jego poluźnionego
uścisku. Nim się zorientował, weszła już do środka.
-
To jak z tą kolacją? – uśmiechnął się do niej najpiękniej jak potrafił. Jej
złość zniknęła, jednak żal pozostał. Mimo wszystko zaśmiała się perliście i
musnęła ustami pełne wargi chłopaka.
*
Dochodził
wieczór, a jego samopoczucie wcale nie uległo polepszeniu, jednak na myśl o
nadchodzącej trasie czuł ulgę. Pragnął, aby to właśnie ona wszystko zmieniła. W
głębi duszy naprawdę wierzył w to, że jeszcze będzie normalnie, że uda mu się
otworzyć bratu oczy. Jedyne, co cholernie mu przeszkadzało, że jego jedynym
sojusznikiem była matka. Z początku myślał, że Jost stanie po jego stronie.
Jednak tak się nie stało. Na nic nie zdały się rozmowy z nim i tłumaczenia, że
to prędzej czy później wyjdzie na jaw, a nawet jeśli nie, to ich wciąż psujące
się relację, przy pierwszym lepszym wywiadzie dadzą mu się we znaki. Mimo
wszystko David stał murem za Tomem, nie pozwalając powiedzieć na niego złego
słowa. Potrząsnął głową i zamrugał kilkakrotnie. Miał ustalony cel i obiecał
sobie, że za wszelką cenę uda mu się go zrealizować. Nawet, jeśli ofiarą
miałaby paść niczemu winna osoba.
Jego
rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Wstał z kanapy i odczekując parę minut
otworzył drzwi. Przed nimi stała wysoka blondynka. Jej niebieskie oczy patrzyły
na niego dosyć dziwnie, zupełnie tak jakby widziały go pierwszy raz w życiu. Rosanna.
Miło cię znowu widzieć – donośny głos, przerwał głuchą ciszę w pomieszczeniu.
Kolejny raz stała na progu tych drzwi i zastanawiała się, czy aby na pewno
powinna go przekroczyć. Z każdym następnym spotkaniem miała coraz więcej
wątpliwości. Jego osoba tak diametralnie się zmieniała. W ciemnych oczach nie
było już ani trochę radości, przez co wydawały się jeszcze bardziej puste.
Blada cera odcinała się od czarnych jak smoła włosów, a ciemne cienie pod
oczami były coraz bardziej widoczne. Bała się, bała się stoczyć tak nisko jak
on. Jednak czy taka osoba jak ona, może upaść jeszcze niżej?
Był początek roku 2014. Styczniowy
wieczór był wyjątkowo mroźny. Narzuciła na siebie czarny, długi płaszcz i
założyła wysokie czarne kozaki, sięgające jej za kolano. Szczupłe nogi okrywały
jedynie czarne pończochy zakończone ozdobną koronką, oraz krótka spódniczka
tego samego koloru. Stanęła przed lustrem, patrząc krytycznie na swoje odbicie.
Pomalowała jeszcze tylko pełne usta, krwistoczerwoną szminką i była gotowa do
wyjścia.
- No… całkiem ładnie dzisiaj
wyglądasz. Do kogo się tak wystroiłaś? – usłyszała za sobą niski głos.
Odwróciła się gwałtownie, patrząc mężczyźnie prosto w oczy z pogardą.
- Daj mi spokój Daniel.
- Pytam się, do kogo idziesz –
zbliżył się do niej, a ton, z jakim mówił, dawał jej wyraźnie do zrozumienia,
że jest jego własnością.
- Pieprz się – chciała się odwrócić
jednak silne męskie dłonie zacisnęły się na jej biodrach. Oparł ją gwałtownie o
ścianę, przyciskając do niej swoje ciało. Rozsunął jej płaszcz i ścisnął mocno
oby dwie, duże piersi, przykryte ciasnym gorsetem. Każdym swoim ruchem
pokazywał jej, jak dużą ma nad nią władzę. Przycisnął swoje wargi do jej
nabrzmiałych ust i pocałował brutalnie, po czym odsunął się od niej i trzymając
ją za ramiona uderzył o gładką powierzchnię ściany.
- Ostatni raz pytam się, dokąd
idziesz – powiedział, a swoją dłoń zacisnął na jej szczęce.
- Do Kaulitza – cichy, wysoki głos
dotarł do jego ucha, wzbudzając w nim dziwną reakcję. Odsunął się od niej,
nadal patrząc jej w oczy.
- Masz go wydoić jak tylko się da.
Masz dwie godziny, później ja się tobą zajmę – nie chciała już na niego
patrzeć. Wydawałoby się, że jest już na granicy swojej wytrzymałości. Tylko on
robił z nią, na co tylko miał ochotę. Poniewierał i traktował jak rzecz. Jednak
ona nie mogła powiedzieć nic, choć tak wiele razy już próbowała.
Wyszła.
-
Wejdź, napijesz się czegoś? - był
uprzejmy, tak jak zwykle. Z każdym kolejnym razem, był dla niej coraz bardziej
czuły. Nie rozumiała dlaczego zaczynał traktować ją w coraz lepszy sposób. Nie
pojmowała tego, w jaki sposób uzależniał ją od siebie. Jednak miała nieoparte
wrażenie, że ona jest dla niego podporą, o którą zawsze mógł się podeprzeć, gdy
upadał.
-
Whisky.
Usiadła
na wygodnej kanapie, uprzednio zdejmując płaszcz. Uważnie lustrowała
pomieszczenie, które od półtora roku zupełnie się nie zmieniło. Mogłaby
przysiąc, że znała na pamięć każdy szczegół w tym pokoju.
-
Ile masz dzisiaj czasu? – usiadł koło niej, podając jej wypełnioną trunkiem
szklaneczkę.
-
Ile tylko zechcesz – na te słowa uśmiechnął się delikatnie i uniósł butelkę.
- Za
nasze zdrowie, kochanie.
Tej
nocy po raz kolejny zaspokajali swoje ciała. Nie były to tylko mechaniczne
czynności, takie z jakimi na co dzień miała okazję się spotkać. Jego
stanowczość, a zarazem delikatność, przyprawiała ją o dreszcze. Był jedynym
mężczyzną, który potrafił ją zaspokoić. Jedynym, który nie tylko brał, ale i
dawał. Jednym, który traktował ją jak kobietę, a nie jak dziwkę.
*
Stała
przed dużym lustrem, przyglądając się sobie i dokonując ostatnich poprawek w
swoim wyglądzie. Obcisła, czarna sukienka na cienkich ramiączkach, przylegała
do jej zgrabnego ciała. Pogładziła
dłońmi nieduży dekolt, na którego krańcach przyszyta była delikatna, czerwona
koronka, która także zdobiła dół kreacji. Czarne, wysokie szpilki, sprawiały,
że jej sylwetka wydawała się być jeszcze bardziej smukła. Przeciągnęła usta
bezbarwnych błyszczykiem i spryskała lakierem, spięte w luźnego koka włosy.
Była gotowa do wyjścia. Drzwi łazienki otworzyły
się, a do środka wszedł czarnowłosy chłopak. Miał na sobie białą koszule i
ciemne, szerokie jeansy.
-
Pięknie wyglądasz – podszedł do niej i musnął wargami jej obojczyk – tylko jednego
mi brakuje. Wyjął z aksamitnego pudełka, które trzymał w ręku, piękny srebrny
łańcuszek. Zapiął go delikatnie na jej szyi. Teraz jej dekolt zdobiło duże,
mieniące się w łazienkowym świetle serce, wysadzane malutkimi diamencikami.
-
Tom… - nie mogła wydusić z siebie słowa.
-
Mam nadzieję kochanie, że ci się podoba – uśmiechnął się i przyciskając twarz
do jej gładkiego policzka, objął ją w pasie.
-
Jest piękny, ale…
-
Nie ma żadnego ale. Wiem, co chcesz teraz powiedzieć. Och to musiało kosztować
majątek! Bla, bla, bla – zaśmiał się cicho – nie ważne ile pieniędzy na to
wydałem. Dla ciebie mógłbym zrobić wszystko. Zasługujesz na dużo więcej niż na
to. Jednak chciałbym, żeby to serce, za każdym razem, gdy mnie nie będzie,
przypominało ci o mnie. To dla mnie bardzo ważne – ujął w dłonie mieniący się
przedmiot i przewrócił w palcach na drugą stronę, gdzie malutkimi, zgrabnymi
literkami, wygrawerowane było „Na zawsze Twój – T. ” Obróciła się przodem do niego i pocałowała
namiętnie jego usta.
-
Dziękuję, kocham cię Tom.
-
Wiem skarbie, ja ciebie też – przytulił ją mocno, gładząc skórę jej odkrytych
pleców – chodźmy już, mamy dla siebie jeszcze całą noc.
Usiedli
w najbardziej zaciemnionym zakątku, wytwornej restauracji. Nikt nie zwracał na
nich uwagi. Zamówili szampana, gdyż właśnie on był ulubionym trunkiem
dziewczyny. Patrzyli sobie w oczy i nie musieli mówić nic. Kochali się, byli
dla siebie wszystkim, mimo wszystkich przeciwności. On sam parę lat temu, nigdy
by nie pomyślał, że kiedyś dorośnie do miłości, że całkowicie odda się jednej
kobiecie. Wszystko było zupełnie takie, jakie niegdyś wymarzył sobie jego
własny brat.
-
Boję się Tom – jej cichy głos rozbrzmiał mu w uszach.
-
Czego kochanie? Przecież wszystko jest dobrze.
-
Wiem. Jest za dobrze. Ale wyjedziesz i zostawisz mnie samą, a jeśli…
-
Nawet tak nie myśl Amelie. Nie mam zamiaru cię zdradzać, ani tym bardziej
zostawiać. Przyjadę tak szybko, jak tylko będę mógł. Obiecuję.
Vertrau
mir, bitte.
Du bist alles, was ich will.
-
Kocham cię.
-
Wiem, ja ciebie też. Nawet nie wiesz jak mocno.
Weszli
cicho do domu. Odwiesił jej płaszcz na wieszak, razem ze swoją marynarką. Wziął
ją na ręce i zaniósł do sypialni, po czym ułożył na dużym łóżku. Delikatnie
zsunął z jej stóp szpilki, po chwili to samo robiąc ze swoimi butami. Położył
się obok niej, po czym oparł swoje ciało na łokciu. W jej zielonych oczach
tańczyły radośnie małe iskierki. Muskał wargami każdy centymetr jej twarzy, po
czym zatopił się w jej ustach. Drobne dłonie wkradły się pod jego koszulkę,
ciągnąc ją ku górze. Oderwał się od niej na chwilę i pozbył się niepotrzebnego
materiału. Masowała jego ramiona, wodząc palcami po jego mięśniach. Uniósł ją
delikatnie, po to aby rozpiąć suwak czarnej sukienki. Gdy to zrobił, zsunął
cienkie ramiączka i pociągnął ją w dół, odkrywając tym samym zgrabne ciało
dziewczyny. To, które tak bardzo kochał i którego pożądał, tak jak nigdy
żadnego. Tutaj w grę wchodziły przede wszystkim uczucia i to właśnie one
stawały na pierwszym planie. Każdy ich dotyk był przepełniony bezgraniczną
miłością, przez, co wszystko odczuwali mocniej, niż można by sobie to wyobrazić.
Rozpięła pasek u jego spodni, ściągając je stopami, po czym dokładnie to samo
zrobiła z luźnymi bokserkami. On dosyć szybko pozbył się koronkowego, czarnego
biustonosza, uwalniając tym samym, dwie średniego rozmiaru kształtne piersi.
Całował jej całe ciało z pasją i namiętnością, nie pomijając żadnego kawałka
gładkiej skóry. Zaczepił zębami o krawędź cieniutkich stringów. Po chwili byli
już całkiem nadzy, oddając się przyjemnością. Wszystko wirowało w ich głowach,
a oni maksymalnie się zatracali. Oboje zachowywali się tak, jakby każdą swoją
część, każdego razu poznawali na nowo, chociaż znali się już na pamięć. Kochali
się i fizycznie i psychicznie i właśnie to, mogło tylko ochronić ich dusze,
przed burzą, która niedługo miała nadejść.